Relacja

T-MOBILE NOWE HORYZONTY: Nie ufajcie Coenom

autor: , /
https://www.filmweb.pl/article/T-MOBILE+NOWE+HORYZONTY%3A+Nie+ufajcie+Coenom-106495
Tym razem we Wrocławiu przyjrzeliśmy się dwóm filmom z sekcji Panorama. Michał Walkiewicz wybrał "Sobowtóra" z Jessem Eisenbergiem i Mią Wasikowską, a Jakub Popielecki zdecydował się na "Kumiko" z Rinko Kikuchi.

Nie ufajcie Coenom (rec. filmu "Kumiko")

Filmy kształtują nasze marzenia i dostarczają inspiracji do podążania za tymi snami. Pozytywna moc dziesiątej muzy podszyta jest jednak ponurą prawdą: nieraz bywa to pogoń za – celuloidowymi czy cyfrowymi – duchami. "Kumiko" Davida Zellnera przynosi dziwną akceptację obu stron tego medalu. To zarazem list miłosny do kina i przestroga przed jego zgubnie uwodzicielskim urokiem, którego ofiarami mogą paść co bardziej podatne jednostki. Takie jak tytułowa Kumiko.



Kumiko (Rinko Kikuchi) ma 29 lat. Pracuje w biurze, gdzie spędza czas między innymi na rozważaniu, czy napluć szefowi do herbaty, oraz wysłuchiwaniu tyrad pracodawcy o tym, że w jej wieku powinna już była wyjść za mąż albo przynajmniej postarać się o awans. Kumiko nie ma przyjaciół – chyba że uwzględnić jej królika. Każda interakcja z drugim człowiekiem – nawet telefoniczne rozmowy z matką, której nie odwiedzała od dawna – to dla niej trauma. Jedyne ukojenie znajduje Kumiko na zaśnieżonym ekranie telewizora wyświetlającym zdartą do niemożliwości kasetę z "Fargo" braci Coenów. Dziewczyna szczególnie upatrzyła sobie jedną ze scen, kiedy to grany przez Steve'a Buscemiego bohater zakopuje na zaśnieżonym pustkowiu walizkę pełną pieniędzy. Kumiko postanawia ją odnaleźć.



Film Zellnera utrzymany jest w zwyczajowej tonacji amerykańskiego kina niezależnego. Zawiesisty humor, niespieszne tempo akcji, neurotyczny bohater (bohaterka) – wszystko na swoim miejscu. Frustracja monotonią codziennej egzystencji zamieniona na spleen eskapady wzdłuż amerykańskich bezdroży – kłania się Alexander Payne, kłania się coroczna obstawa festiwalu Sundance. Zellner jednak bardzo dobrze czuje tę konwencję. Potrafi wygrywać komizm niezręcznych sytuacji, roztaczać szczególną słodko-gorzką atmosferę, generować trudną do wygenerowania sympatię dla apatycznej i aspołecznej protagonistki. Rinko Kikuchi błyszczy (choć biorąc pod uwagę wycofanie bohaterki, nie jest to chyba najtrafniejsze określenie), dając bardzo powściągliwą rolę odklejonej od rzeczywistości dziewczyny, grając niuansami mimiki i gestu. Talentem do wydobywania humoru ze stoicyzmu przypomina trochę Bustera Keatona – brakuje jej tylko slapstickowych gagów.    

Historia realizującej swój amerykański sen Japonki ma jednak w sobie coś niepokojącego. Zellner opowiada o perypetiach Kumiko w ciepłej tonacji, karząc nam patrzeć na jej ekscentryzmy przychylnym okiem.

Resztę recenzji Jakuba Popieleckiego przeczytacie TUTAJ.


Co dwie głowy? (rec. filmu "Sobowtór")

Brytyjski komik i reżyser Richard Ayoade nie jest najoczywistszym partnerem do dialogu dla Fiodora Dostojewskiego. Panów dzieli wiele, głównie zaś – poczucie humoru. U Dostojewskiego komizm – jak słusznie zauważył kiedyś Stephen King – jest jak gniew z makijażem. Z kolei współtwórca serialu "Technicy-magicy" oraz reżyser "Mojej łodzi podwodnej" przydaje śmiechowi moc wyzwalania ze społecznych gorsetów, widzi w nim klucz do prywatnej wolności. Spotkanie dwóch tak skrajnych wrażliwości jest jednak ciekawe: im więcej komediowych nut wygrywa Ayoade, tym mocniej Dostojewski ściąga opowieść w mroczną i duszną otchłań znaną z literackiego "Sobowtóra".



Simon James (Jesse Eisenberg) to facet, który boi się własnego cienia. Zgarbiony, mamroczący pod nosem, chodzi przy ścianach, patrzy w podłogę i z częstotliwością Franka Drebina albo inspektora Clouseau zbiera razy od wrednego losu. Za dnia pracuje w tajemniczym urzędzie, w nocy przykłada oko do teleskopu i podgląda swoją sąsiadkę oraz współpracowniczkę, Hannah (Mia Wasikowska). Dzień od nocy trudno jednak odróżnić: klaustrofobiczne, tonące w brudno-brązowej poświacie biuro, skąpane w deszczu ulice, wieczny mrok i zaduch – pomyślcie o scenografii tego świata jak o połączeniu "Brazil" Terry’ego Gilliama z "Delikatesami" Jean-Pierre'a Jeuneta i Marca Caro.

Wszystko w życiu bohatera staje na głowie wraz z pojawieniem się jego sobowtóra – Jamesa Simona. James ma tę samą powierzchowność i ten sam głos, lecz poza tym wydaje się spełnionym marzeniem zakompleksionego bohatera: jest elokwentny, agresywny i zabawny; finezyjnie uwodzi kobiety, z polotem urabia szefów. Negując naturalne prawo niepowtarzalności, szybko wpędza bohatera w traumę. I w przeciwieństwie do apatycznego Simona, jest nienasycony: pnie się po szczeblach firmy w mgnieniu oka, na jego celownik z czasem trafia Hannah. Tego już za wiele?



Przerażająco-absurdalna wizja korporacji z "Sobowtóra" jest produkcją kilkunastu autorów. Wspomniani Gilliam, Jeunet i Caro jedynie otwierają korowód, w którym drepczą jeszcze Lynch ze swoją "Głową do wycierania", Michael Radford z orwellowskim "1984"  i – last but not least – duchowy patron podobnej narracji, Franz Kafka. Atmosfera kojarzy się także satyrycznymi odjazdami Pythonów i z keatonowskim slapstickiem, gdy bohater pada ofiarą kolejnych, coraz to bardziej absurdalnych sytuacji. W końcu jednak śmiech więźnie w gardle: podobnie jak literacki oryginał, "Sobowtór" jest bowiem metaforą rozpadu osobowości. W tym względzie Ayoade wydaje się podążać wiernie za literą powieści. Lecz – co działa na niekorzyść filmu – cała warstwa merytoryczna to dla niego tylko pretekst do inscenizacyjnych popisów, pomysłowej pracy z operatorem i kompozytorem, katowania nas swoim portfolio reżyserskich chwytów.  

Resztę recenzji Michała Walkiewicza znajdziecie TUTAJ.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones