Relacja

Widzieliśmy "Daas" na pokazie w Gdyni

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Widzieli%C5%9Bmy+%22Daas%22+na+pokazie+w+Gdyni-74406
"Daas" ma "to coś", choć nie tak dobrze wyeksponowane jakby się chciało. Ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że film jest debiutem – należą się za niego duże brawa.

Reżyser Adrian Panek zyskuje parę punktów już na wstępie za dobór tematu: nie nakręcił współczesnej historii o ludziach "takich jak my". Ba, nie cofnął się w czasie tylko po to, by przypomnieć wielkie karty polskiej historii i jej bohaterów – jakąś tragiczną, przegraną bitwę czy powstanie. Bo jego opowieść – rozwijająca się powoli, rozsmakowana w detalach – wywodzi się z niemieckiego romantyzmu, a nie polskiej martyrologii.

Akcja "Daas", osadzona w drugiej połowie XVIII wieku w Małopolsce oraz na wiedeńskim dworze Marii Teresy i księcia Józefa, toczy się wokół demonicznego Jakuba Franka (Olgierd Łukaszewicz z okiem podkreślonym czarną kreską) – może szarlatana, a może cudotwórcy, mistyka i samozwańczego mesjasza. Jak dowiadujemy się na wstępie, Frank przyciągnął do siebie tłumy wiernych – Żydów, którzy oddają mu pieniądze i porzucają swoją religię za obietnicę wiecznego życia na Ziemi. Lecz to nie sam Frank jest głównym bohaterem filmu, a dwaj mężczyźni z różnych powodów uwikłani w jego nieczyste rozgrywki.

Pierwszy z nich to Jakub Goliński (Andrzej Chyra stworzył w tym filmie jedną z najbardziej ludzkich postaci w swoim emploi), który początkowo również dał się zwieść Frankowi. Po wyjściu z sekty musi borykać się z próbami dokonania na nim zemsty przez dawnych współbraci i kłopotami finansowymi – wszyscy z okolicy odwrócili się od przechrzty. Żona Golińskiego została przy Franku i żyje z nim w poligamicznym związku w Wiedniu. Goliński w liście na dwór cesarski donosi o przestępstwach popełnionych przez guru. Drugi z bohaterów to Henryk Klein – dworski śledczy, który pochyla się nad listem Golińskiego i próbuje rozwikłać sprawę charyzmatycznego przybysza. Jednak Frank okaże się potężniejszym przeciwnikiem niż śledczy mógł początkowo przypuszczać.

Zaatakuje z dwóch stron: nie tylko używając swoich powiązań na wysokich szczeblach władzy, ale też próbując wywrzeć na Kleinie wpływ psychologiczny. W tym pojedynku naprzeciw siebie stają racjonalizm, urzędnicza skrupulatność i emocjonalność połączona z chęcią oddania się pod czyjąś władzę, jaka kryje się w każdym człowieku. Nacechowane negatywnie poddanie się wpływom Franka jest tu przeciwstawione bycie poddanym cesarza. Kleinowi nie przechodzi przez myśl, że mógłby zbuntować się przeciw władzy absolutnej, pochodzącej od Boga. Ta ideowa walka mogła wypaść na ekranie mocniej, niestety rozmywa się, jakby scenariusz nigdzie nie zmierzał. I w pewnym momencie dramaturgicznie film siada.

Pozostaje specyficzna, oryginalna aura. Kilka scen ma w sobie coś magicznego: jak sensualna scena przebudzenia żony z apatii czy otwarcia święta poczty, z mężczyznami w ptasich maskach. Świetne są zdjęcia Arkadiusza Tomiaka i scenografia Doroty Dąbrowskiej. Jak jesteśmy w Wiedniu, to widzimy kurz przy bruku i sfory psów, a nie tylko ładnie oświetlone zaułki. Jak przenosimy się do Polski, to nie pod wierzbę, ale wielkie drzewo na polanie – tak dobrane i sfotografowane, że nikt z nas nie będzie miał wątpliwości, na jakich ziemiach się znajdujemy.

Obsada spisała się wyśmienicie. Prócz wspomnianych powyżej, znalazł się w niej Maciej Stuhr w roli wymuskany księcia Józefa, Janusz Chabior jako zakapior Franka. Na pierwszy plan wybija się epizod Danuty Stenki. Wystylizowana trochę jak w spektaklu "Marat/Sade" w warszawskim Teatrze Narodowym, jako zasuszona, antypatyczna księżna odrzucająca prośbę Golińskiego o pomoc, aktorka głęboko się wbija w pamięć. Zresztą Marat jeszcze powróci w filmie w plastycznie pięknej scenie Franka leżącego w wannie.

Nie ujmując nic reżyserowi, wydaje mi się, że fakt, iż tylu wybitnych aktorów zgodziło się na udział w "Daas", świadczy o tym, że i oni, podobnie jak widzowie, odczuwają głód czegoś innego niż polskie kino zwykło im ostatnio proponować: historycznego kostiumu zamiast farsowych przebieranek, prawdziwego człowieka wyłuskanego z mniej znanej przeszłości zamiast pomnikowych bohaterów.

"Daas" to kino dość tradycyjne, ale nie wpadające w egzaltację, choć przy takim mistycznym temacie o to było nietrudno. Zwyczajnie lubię ten film za jego elegancję, malarskie nawiązania i naddatek poetyckości. Bez tego byłby pewnie po prostu mdły, bo zabrakło w nim dramatyzmu. Ale to i tak niezły początek festiwalowych zmagań.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones