Ktoś już pisał, że zrzucanie odpowiedzialności na diabła zupełnie zniszczyło całą historię. Kiedy
usłyszałam, że zmutowany wirus wścieklizny to tak naprawdę "opętanie" myślałam, że wyłączę
ten film. Cały czas żałuję, że tego nie zrobiłam.
Krew się zapaliła. Chyba padnę. Przerwałam seans, bo musiałam się komuś pożalić na
rażący idiotyzm tego filmu. Jeśli będziesz ciecz gotować wystarczająco długo, to zacznie płonąć.
Rozumiem, że nadprzyrodzone zjawiska i te sprawy, ale przecież to aż graniczy z absurdem!
Rzeczy które pojawiają się tylko wtedy, kiedy jest ciemno? Proszę was, ludzie! A co jeśli któryś z
nich stanąłby po ciemku w tamtym pokoju, zapalił światło, a tu się okazuje, że w miejscu gdzie
on stoi była szafka (która wcześniej zniknęła w ciemności jak pojawiła się studnia)? Szafka
nagle zmaterializowałaby się w nim?
Do tego jeszcze ci antyterroryści. Którzy najwyraźniej nie wiedzą gdzie u człowieka znajduje się
głowa, bo jakoś nie mogli żadnego zombie trafić. Temu, co zamknął się w łazience coś szybko
się amunicja skończyła. Podobno tyle sprzętu ze sobą brali. A jak pięknie zachował zimną
krew! Jak prawdziwy, szkolony mundurowy! Dlaczego patrzył w lustro przy samobójstwie?
Najwyraźniej ktoś próbował budować dramatyzm, ale nie wyszło. Szkoleni antyterroryści, ale
jak rzucił się na nich agresywny zombie, to nie chcieli do niego strzelać. Za to przestraszony
dzieciak zabija PIERWSZEGO napotkanego zombie za pomocą fajerwerków -_- (skąd wiedział,
że tamtej kobiety nie można odratować? Co on, chodzi po ulicy i każdego kto będzie w
stosunku do niego agresywny napycha materiałem wybuchowym?!).
A o tym księżulku też można by się rozpisać, ale nie będę już tak męczyć. Najlepsza akcja "Nikt
wam w to nie uwierzy!!!" - mają jego zeznania na taśmie.