No może nie do końca fabuła przypomina znane opowiadanie Hemingway'a, ale gdyby ktoś podjął trud zastąpienia starego rybaka dojrzałą współczesną kobietą, to kto wie czy nie powstało by coś na kształt "Die Wand".
Kobieta tutaj nie walczy z huraganami, ona pogodziła się z sytuacją i nastawiła na przetrwanie.
Mężczyzna pewnie już w pierwszych dniach wyznaczył by granice terytorium, spróbował wykonać podkop, podjął próbę wysadzenia ściany i wiele innych rozpaczliwych ruchów, by ostatecznie po wielu miesiącach, całkowicie pozbawiony zdrowych zmysłów, bezmyślnie atakując napotkane domowe zwierzęta, dać się zastrzelić jak jedno z nich.
Może trochę przesadzam, ale mam wrażenie, że film (a pewnie i książka) ma pewne zabarwienie feministyczne. To jak wejść do umysłu samotnej kobiety szukającej powrotnej drogi do pramatki natury i tam zabłądzić. Nie ma tu miejsca dla ludzkich samców.
Film jest bardzo kameralny, choć górskich, pięknych przestrzeni w nim nie brakuje. Trochę drażniła mnie bardzo oszczędna gra głównej bohaterki - całkowicie pozbawiona emocji twarz, do tego stopnia, że odegrane chwile załamania wyglądają sztucznie i nieprawdziwie.
Pomimo krytycznych uwag polecam tą wycieczkę po austriackich okolicach Salzkammergut i mocnej kobiecej natury.