i co? nie jestem zachwycony. nie jestem poruszony. nic. nuda poza trzema strzałami. znawca kina? nic z tych rzeczy. ale poza tym że można było zobaczyć ładną buzię wytapetowanej kate beckinsale film dla mnie nic nie wniósł. historie dwóch rodzin szczątkowo powiązane ze sobą. niezrozumiałe fakty.
co to miało być? chłopak któremu udało się poznać fajną dziewczynę. jego rodzicom nie udało się uratować małżeństwa. natomiast jego opiekunce z dawnych lat nie układa się z byłym mężem.
Okej. straciłem godzinę i czterdzieści minut. i po co? totalnie dla niczego. cokolwiek co by mogło pozostać po tym obrazie, tego nie ma.
100 razy lepszy uważam jest "the bucket list", nie dlatego że gra tam freeman którego lubię. tylko wywarł na mnie jakiś wpływ, przekazał coś o czym być może przypomnę sobie w życiu. buźka.