Słyszałem o tym filmie same dobre rzeczy. Zdobyłem, włączyłem i ... wielkie rozczarowanie.
Ten film od początku był - delikatnie mówiąc - nieśmieszny. Choć twórcy silą się na dowcip i
szaleństwo, wszystko wydało mi się strasznie toporne i drętwe (z dialogami i bohaterami
włącznie), fabuła nie wciągnęła. I niestety - co rzadko mi się zdarza - zakończyłem oglądanie
po pół godzinie. Kolega powiedział, że to film w stylu Tarantino. Niestety, daleko mu do
Tarantino. Ale być może czegoś nie rozumiem, może się nie znam...
Ja też bardzo się zawiodłam, jak na film oceniony na 8 spodziewałam się superkina a tu cóż.... O ile przez chwilę zapowiadało się nawet nawet o tyle końcówka to był koszmar, przesadzona i wręcz śmieszna. Nie polecam, jak dla mnie zmarnowany czas :////
"Film był od początku nieśmieszny". Wow Sherlocku! Bo to nie komedia? Jak w ogóle możesz oceniać film jako całość, skoro sam piszesz, że wytrwałeś jedynie do trzydziestej minuty? Boże, co raz głupsze te trolle.
Popieram, ocenianie filmu po 30 minutach i wypowiadanie się na temat całości to głupota i brak szacunku do twórców filmu. Co nie zmienia faktu, że "Święci z Bostonu", jako całość, mnie zawiedli.
ocenił pierwsze 30min i to ocenił - deal with it.
"Wytrwałęśjedynie do trzydziestej minuty"
- No sorry, ale jeśli pierwsze 30min filmu ssie to po co dalej oglądać skoro na 99,9% cały film też ssie.
Bo tam były wyraźne nawiązania do "Pulp Fiction" Tarantino (dwóch kolesi w garniturach jednocześnie podnoszący spluwy, modlitwa przed skasowaniem klienta), a także do Luca Bessona (policjant słuchający muzyki klasycznej przez słuchawki - oryginalna wersja to oczywiście Stansfield z "Leona..."), końcowe pytania do przechodniów przypominają "Urodzonych morderców", narracja z dodawaniem krótkich opisów przy wprowadzaniu postaci i retrospekcje przypominają filmy Ritchiego (to może być zresztą przypadek, "Porachunki" i "Przekręt" powstawały mniej więcej w tym samym czasie, co "Święci.."). Niestety, tak jak gołym okiem widać nawiązania, tak samo widać różnicę w jakości. A raczej przepaść. Czyli właśnie silenie się na dowcip i szaleństwo, ani jednego inteligentnego, zabawnego dialogu, ani jednej sceny wartej zapamiętania, produkt drętwy, bez odrobiny wdzięku i lekkości. W porównaniu z filmami, do których nawiązuje, wypada jako ich bardzo kiepskie ksero. Niestety, nie każdy może być Quentinem.
generalnie nic dodać nic ująć, trafione w sedno. ktoś tu się strasznie silił na fajowy film w stylu bardziej zdolnych kolegów po fachu, a wyszło drewno.
Film wieszczy trochę koniec tego brutalnego kina sensacyjnego lat 90', widać po nim, że temat się już trochę wyczerpał i wpadł w taki jakby manieryzm - co wydało mi się strasznie fajne.
W tym kontekście te nawiązania całkiem nieźle pasują, bo jakby zbijają te elementy tego kina w trochę bezkształtną papkę :). Co też jest śliczne na swój sposób, bo jakby już widać po tym, że ta stylistyka jest już trochę na wyczerpaniu i czas poszukać czegoś nowego.
Więc mnie właśnie urzekło w nim to, że jest taki trochę głupawy, straszliwie przerysowany i nie trzyma się całkiem kupy.
Dobrze napisane. ten film, moim zdaniem, został zrobiony raczej z przymrużeniem oka. nie doszukiwałabym się w nim głębi, a jedynie niezłej rozrywki nawiązującej do tego, co w zasadzie widzieliśmy już wielokrotnie na ekranie. Postać zagrana przez W. Defoe potwierdza to tylko. A zagrał po mistrzowsku!
eee tam, przesadzasz... poza tym to chyba nie twój gust filmowy, "manewry miłosne" i "dziewczęta z Nowolipek" przeplatasz "igrzyskami śmierci", wiec coś nie halo
Ja p#erdolę człowieku ogarnij się. Jak w filmie z '71 mogą być nawiązania do Pulp Fiction z '96?
Przepraszam mój błąd, czytałem 2 tematy o 2 różnych filmach i myślałem, że czytam o "Mechanicznej Pomarańczy" Kubricka.
nieśmieszny ?? Nie miał być śmieszny ... poruszał kwestię własnego wymierzania kary , tego jak ludzie widzą ludzi zabijających złych bandziorów . Świetna obsada , świetna muzyka... Nie znacie się .