Dla tej jednej sceny z Willemem Dafoe (kiedy przychodzi do domu bossa Yakavetty w przebraniu prostytutki) - wszystko! To było jak wygrana na loterii, piękne! : D
Trzeba przyznać, że gdyby nie postać grana przez Dafoe to film nie byłby tak urzekający. Totalny wariat, który ciągnął całość do przodu.
Tyle, że już nigdy nie spojrzę na Normana Osborne'a w ten sam sposób x__X
całkowicie się zgadzam. po za tym za scenę: ,,There was a FIRE FIGHT!'' powinien dostać moim zdaniem Oscara. w ogóle po tym filmie to teraz jeden z moich ulubionych aktorów.
Moją ulubioną sceną jest wejscie smoka w wykonaniu Rocco. Wpada jak szalony i pakuje żelazko, płatki, puszki i inne pierdoły najważniejsze do przeżycia w miejskiej dżungli :D
O Boże, to też było przepiękne! : D A już zwłaszcza to żelazko (potem tak bardzo przydatne) xD
Ogólnie ten film składa się z mnóstwa takich właśnie maciupkich momentów, bez których byłaby kaszanka.
Zgadzam się. To momenty przesądziły o wartości tego filmu, bo ciężko tu mówić o jakimkolwiek podłożu ideologicznym;) Osobiście podobał mi się jeszcze zakamuflowany Rocco w kominiarce i to jak spytał, czy kot żyje, gdy wnętrze kota robiło już za wystrój wnętrz nomen omen;)
Te puszki także zwróciły moją uwagę. Ładował do torby co popadnie, całkowicie bezmyślnie. Film rewelacja! :D
nie no kolego toż wsio się przydało się ;) żelazkiem zatamowali krwotoki, a potem zapili i zagryźli płatkami ;)
ogólnie Rocco to pozytywny świr dla mnie, macanie cyca w jego wykonaniu to wyższa szkoła jazdy hehe
Rocco jest takim irytującym elementem który musiał zaistnieć żeby pokazać żeby pokazać jak się nie powinno zachować :) i żeby jeszcze bardzo zgloryfikować świętych także film cudowny. Dodatkowo najśmieszniejsza chyba scena jak go wkręcili że chcą go zabić, a potem nie wiedział jak się wysłowić: F*CK, F*CK, F*CK - poezja :P
Tego nie trzeba tłumaczyć, ale fakt faktem że tu chyba nic nie trzeba dopowiadać, sam film daje wiele do myślenia :)