rozprawienia się braci z rosyjskimi gangsterami. Gość zrzuca gangsterowi na głowę kibel z dachu, kiedy jego brat stoi oddalony od niego o pół metra? Przecież nie wycelowałby tak dokładnie i mógł trafić też w brata. Potem skacze na drugiego. Z piątego piętra? I nic sobie nie łamie? Matko boska. No, a w ogóle po co Rosjanie wyprowadzili tego brata na zewnątrz? Zamiast zabić go w mieszkaniu, zabrali go pod śmietnik, by rozwalić na oczach świadków? Przecież to się kupy nie trzyma. Dopiero w miarę oglądania zorientowałem się, że to raczej pastiszowa komedia niż poważny film sensacyjny i nie zdziwiło mnie już wcale, że w strzelaninie przed domem, przed którym zasadził się na nich niesamowicie(jak twierdzili w filmie) groźny i skuteczny zabijaka, nikt nie zginął, a jej skutkiem był jedynie odstrzelony palec i kilka niegroźnych ran. Zważywszy na to z jakiej odległości do siebie naparzali, wszyscy, łącznie z groźnym zabijaką, musieli być potężnie zezowaci. Żeby zastrzelić kogoś wychodzącego z domu i niczego się nie spodziewającego nie potrzeba sześciu pistoletów, wystarczy jeden i strzelec bez wady wzroku. Takich nonsensów jest tam wiele, ale jeśli się potraktuje to dziełko jak jeden z filmów typu "Kowboju do dzieła", to można przymknąć na nie oko i oglądać w spokoju.