PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=104413}

Święta góra

The Holy Mountain
7,7 13 966
ocen
7,7 10 1 13966
7,8 9
ocen krytyków
Święta góra
powrót do forum filmu Święta góra

Trudno ocenić ten film. Nawet nie wiem czy oceniam to jako całość czy wyjmuję z tego
pojedyncze elementy i rozkładam na części. Mam wrażenie, że równie dobrze mogłabym
wystawić 1 jak i 10. Chyba wygrała tutaj moja miłość do symboli oraz natręctwo w postaci
doszukiwania się we wszystkim drugiego dna. "Święta góra" jest pod tym względem idealna,
jakby specjalnie stworzona dla osób, które kochają myśleć zbyt dużo i rozdrapywać ukryte
znaczenia, nie uwalniając od tego nawet "zwykłych" zwierząt czy przedmiotów codziennego
użytku.

Na pewno może wydawać się ciężki w odbiorze, ale nie ze względu na to, że jest przeładowany
symbolami religijnymi, alchemicznymi, astrologicznymi, wszelakimi. Wydaje mi się, że nawet
osoby niezainteresowane podobnymi tematami, choć w miarę inteligentne i posiadające
jakąkolwiek wiedzę ogólną poprawnie zinterpretują ten film. Nie ulega jednak wątpliwości, że
będą miały przy tym znacznie mniej zabawy. O dziwo nie ma tu chaosu, bezsensu,
przypadkowych ujęć, efektów i zbędnych przedmiotów jak w niektórych pokrewnych gatunkowo
dziełach. Jodorowsky przemyślał, układał i łączył każdy detal, wszystko coś znaczy i coś
symbolizuje. Nie ma tu pozbawionych sensu i ideologii obrazów imitujących wizję przeciętnego
narkomana, to zupełnie inny rodzaj surrealizmu.

Na samym początku mnie nie porywał. Nie jestem chrześcijanką, więc to co ukazano przez
pierwsze pół godziny filmu (w zasadzie do samego końca czuć aluzję - i to jest ten gorzki rodzaj
humoru, którego na pierwszy rzut oka nie widać) w żaden sposób mnie nie uraziło, wręcz
uznałam to za zaletę. Natomiast o ile zwykle podoba mi się w literaturze, muzyce, malarstwie
czy filmie mieszanie obrzydliwości, brudu i innego paskudztwa z czymś pięknym, estetycznym,
gładkim i ułożonym, tak tu oglądając przygody człowieka łudząco podobnego do Jezuska,
miałam bardzo mieszane uczucia. Podano nam mnóstwo brzydoty (przemyślanej brzydoty) w
ładnej oprawie. Wszystko wydaje się mocno uporządkowane. Bagno wygląda niesamowicie
sterylnie i to jest dość dziwne. Wszelkie paskudztwo (kadłubek, dziwki, muchy, kał, mocz,
wymiociny - czegokolwiek by tam nie pokazali) w jakiś sposób porywa wizualnie. Klimat jest
ciężkostrawny, choć interpretacja nie sprawia problemu.

Przyjemnie zaczęło robić się dopiero wówczas, gdy do akcji wkroczył alchemik (aczkolwiek
sama postać "mistrza" była dla mnie odpychająca) ze swoimi kartami tarota i obrazami na
ścianach. Zatrzymywałam film co kilka sekund, by zobaczyć co dokładnie przedstawiają te
malowidła. W tych drobnych szczegółach, które nie były niezbędne do interpretacji reszty filmu,
znalazłam dla siebie bardzo dużo.

Można o tym pisać i pisać, pochylać się nad każdą drobnostką i ekscytować ilekroć ujrzy się
coś inspirującego, swojego. Jeśli ktoś podobnie jak ja dzieli zainteresowania z reżyserem,
znajdzie tu sporo dla siebie, niekoniecznie wiążąc wszystko z fabułą.
Patrząc na kontekst i niektóre detale byłam pod wrażeniem jego geniuszu. Jako przykład
podam scenę z Bergiem, którego planetą był Uran. W astrologii planety mają swoją symbolikę
(co twórcy ukazali po mistrzowsku, w każdym przypadku). Uran utożsamia się ze zmianami,
buntem przeciwko autorytetom, swobodą obyczajów. To było widać w sposobie życia Berga.
Uran został odkryty w czasach rewolucji francuskiej (symbolikę często łączy się z głoszonymi
wówczas ideami). Uśmiechnęłam się, gdy na ekranie mignęło mi popiersie Napoleona.
Drobna rzecz, na którą nie każdy zwróci uwagę, moment, w którym nie każdy odnajdzie
powiązanie. Takie puszczanie oka do uświadomionego widza cieszy. Niby nic głębokiego ani
ważnego, ale takich "oczek" było tam sporo.
Widać, że wszytko składa się z samych symboli, nic nie jest dosłowne, nic nie jest "po nic",
wszystko jest idealnie połączone.
To bardzo przypadło mi do gustu. Film nie jest pretensjonalną, pseudoartystyczną
"wydmuszką".

Niestety samo przesłanie może wydawać się rozczarowujące i przykre w całej swojej
naiwności. Zwłaszcza, jeśli widz ma dość słuchania bardzo modnego (zarówno teraz jak i w
czasach powstawania filmu) bełkotu na temat wielkiej kosmicznej miłości, jedności oraz reszty
podobnych rzeczy, które zdaniem współczesnych mędrców są potężniejsze od wszystkiego.
Nie kupuję tego, zawsze bronię się przed tego rodzaju banałem, także od nazywanego przez
wielu mistrzem Jodorowsky'ego, również tego nie wezmę (mimo szacunku do jego
twórczości).

Wiele mu się udało, wiele ukazał (czasem po cichutku wyszydzając) bardzo sprawnie, ale
pójście na łatwiznę i przekaz mający utwierdzać widzów w przekonaniu, że trzeba machnąć
ręką na boskość i nieśmiertelność, bo jedynym celem na drodze niekończącego się rozwoju
jest przekonanie o tym, jak to świetnie bywa "w domu", w tej ludzkiej, wcześniej tak
wykoślawionej i brzydko przez niego pokazanej rzeczywistości, kiedy już nauczysz się kochać i
doceniać wszystko nie mając niczego, wydaje mi się rozczarowujący.

No chyba, że wszystko faktycznie było tylko kpiną z widza, wskazówką, by wszystkiego szukać w
sobie, a nie na zewnątrz. Być może to komunikat w rodzaju: "Posiadłem wiedzę, zmusiłem was
do myślenia, ale nie podam wam niczego na tacy. Sami oceńcie czy warto szukać Góry czy też
odpuścić, zawczasu pokochać swoje położenie i dobrze żyć, bo wszystko i tak jest w was". To
byłoby bardzo błyskotliwe i w zasadzie wolę odbierać dzieło w taki sposób.

Osobiście wciąż wybieram poszukiwanie "Świętej Góry", nawet jeśli miałoby to oznaczać
wieczne kręcenie się w koło.

Podsumowując - film z gatunku tych "nie dla każdego" (dziwne sformułowanie, sugerujące, że
istnieją obrazy, które spodobałyby się każdemu). Do domorosłych okultystów, psychotycznych
i/lub ćpających miejskich szamanów oraz oczywiście studentów filozofii powinien trafić, mimo
wszystkich (tak przecież pięknie przemyślanych!) drażniących niedoskonałości.

Spodobał się, ale w specyficzny sposób. Najprawdopodobniej o to właśnie chodziło. By zrobić
coś takiego trzeba mieć nie tylko odwagę i rozum, ale też wyczucie.

użytkownik usunięty
ocenił(a) film na 8
Mamba667

Przesłanie nie jest ani banalne ani naiwne :) Całe przesłanie filmu zawiera się w ostatniej scenie. Bohaterowie nie osiągnęli nieśmiertelności, ale osiągnęli rzeczywistość, to co jest "tu i teraz". Ale czy to jest rzeczywistość? Nie, to film, prawdziwe "tu i teraz" jest poza ekranem, w naszym prawdziwym życiu, i każdy z nas musi wyruszyć na wyprawę aby je odnaleźć. Czysty zen :) To jest to samo przesłanie, którego nauczają wszyscy wielcy nauczyciele duchowi, do którego prowadzą wszelkie medytacje itp. Coś zarazem bardzo trudnego do osiągnięcia - aby *prawdziwie* być w tym, co jest "tu i teraz", a nie w swoich myślach, wyobrażeniach, ambicjach, marzeniach itp. (mamy w filmie również bardzo ważną scenę zniszczeni, spalenia przez bohaterów swoich wyobrażeń - co jest niezbędne aby osiągnąć cel) - a równocześnie bardzo prostego, gdy się już "tam" jest...

ocenił(a) film na 8
raj001

Tak, wiem. Zrozumiałam. Sam motyw indywidualnego poszukiwania spełnienia "tu i teraz", zakorzenienia jest w porządku. Odniosłam jednak wrażenie, że autor stara się przekazać, iż poszukiwanie boskości, dążenie do tego co jest "wyżej" nie ma żadnego sensu, a jedyną wartością, która się liczy jest miłość. I tego właśnie nie łykam.
Doskonałe zakorzenienie w materialnej rzeczywistości nie musi wykluczać bogatego życia duchowego i vice versa. Można "osiągnąć rzeczywistość" i szukać dalej. Nawet jeśli droga nie ma końca. Moim zdaniem błędem bohaterów było uznanie Góry za ostateczny cel. Dlatego przestali szukać. To mi się nie spodobało. Takie powiedzenie widzowi "odpuść i ciesz się tym co masz". Różne są ścieżki, pewnie wielu odnajduje w tym spełnienie. Mimo wszystko ja osobiście tego nie czuję, dlatego dla mnie takie przesłanie jest banalne i naiwne.
Poza tym - co jest prawdziwe? I czym nasze myśli, wyobrażenia, ambicje i marzenia tak naprawdę różnią się od tzw. "prawdziwego tu i teraz"? Dla mnie cały film przedstawia iluzoryczność rzeczywistości, ja interpretuję to w ten sposób. To, co na zewnątrz nie jest prawdziwe, wszystko jest w Tobie. Grunt to oddzielić te szkodliwe i krzywdzące wyobrażenia od tego, co nas rozwija.
Akurat to ma dla mnie sens.

Nie powiedziałabym, że wszyscy wielcy nauczyciele duchowi nauczają o podobnych rzeczach. Ścieżek w duchowości jest wiele i one często się od siebie różnią, choć nauki o których piszesz są bardzo popularne. Od Jodorowsky'ego można wiele czerpać, pokazał sporo mądrego, ale nie zawsze się z nim zgadzam (podobnie jak z założeniami filozofii Zen). Być może jestem zbyt niespokojnym duchem by pojmować oświecenie w taki sposób jak niektórzy. Ostatnio sporo nad tym myślałam i stwierdziłam, że w zasadzie nawet lubię moje silne pragnienia" i wewnętrzną szamotaninę (bądź "emocjonalne ćpanie", jak zwał tak zwał). Nie zamieniłabym tych skoków, wzlotów i upadków na to, co ludzie nazywają "spokojem ducha" i "stanem wewnętrznej równowagi". Dla mnie stabilizacja to męka, a brak odczuć to pustka. Obojętnie w jakiej formie. Dla mnie bohaterowie, którzy przestali szukać, bo osiągnęli rzeczywistość nie różnią się wcale od tych, którzy w połowie drogi spoczęli na laurach i utknęli w iluzji myśląc, że osiągnęli potęgę.

ocenił(a) film na 8
Mamba667

Sorry, że z takim opóźnieniem odpowiadam, ale myslę, że jednak warto :)

"autor stara się przekazać, iż poszukiwanie boskości, dążenie do tego co jest "wyżej" nie ma żadnego sensu, a jedyną wartością, która się liczy jest miłość"
Absolutnie tego nie odebrałem w ten sposób. Tak jak napisałem właściwe przesłanie filmu mieści się w słowach "Good bye, Holy Mountain. REAL LIFE awaits us." To jest właściwy "koniec drogi" - nie święta góra, ale codzienne życie. I to jest właśnie "szukanie dalej" - będąc "tu i teraz" w każdym momencie, z chwili na chwilę.
Całą te drogę przebywa się - i TRZEBA ją przebyć - po to, aby w pewnym sensie zatoczyć koło i wrócić do punktu wyjścia, tylko już na zupełnie innym poziomie zrozumienia i odbioru rzeczywistości.

"Nie powiedziałabym, że wszyscy wielcy nauczyciele duchowi nauczają o podobnych rzeczach. Ścieżek w duchowości jest wiele i one często się od siebie różnią, choć nauki o których piszesz są bardzo popularne."
Ale piszesz o *słowach*, czy o *rzeczywistym doświadczeniu*?
*Słowa* mogą być bardzo rózne. "Ścieżki", w sensie *techniki* i *metody* praktyki mogą być bardzo różne. Finał jest zawsze jeden :) Bo końcem drogi (która nie ma końca ;)) jest dojście do prawdy, a prawda jest jedna :).

"podobnie jak z założeniami filozofii Zen"
Zen to nie filozofia. Zen to praktyka bezpośrednio wskazująca na umysł. Nie ma tu zbyt wielu "założeń". Po prostu usiądź i przyglądaj się swojemu umysłowi. Po dwudziestu latach pokaż mi (nie *powiedz* - *pokaż*!), czego sie dowiedziałas na temat ostatecznej prawdy o rzeczywistości :). Czyli o Tobie samej, bo nie ma różnicy miedzy Tobą i czymś "poza Tobą". To jest cały zen. Nie ma tu wiele więcej żadnej filozofii :)

"Być może jestem zbyt niespokojnym duchem by pojmować oświecenie w taki sposób jak niektórzy. [...] Nie zamieniłabym tych skoków, wzlotów i upadków na to, co ludzie nazywają "spokojem ducha" i "stanem wewnętrznej równowagi". Dla mnie stabilizacja to męka, a brak odczuć to pustka."
Ale to zupełnie źle pojmujesz "oświecenie" i tak samo źle je podejmują ci "niektórzy", o których piszesz.
Czysty umysł oznacza, że jesteś na 100% w tym, *co jest*. Kiedy jesteś smutna - jesteś na 100% smutna. Kiedy jesteś wesoła - jesteś na 100% wesoła. Kiedy jesteś czyms zajęta - jestes na 100% zajęta *tylko tym* i niczym innym. Kiedy cos sie pojawia - jest tylko to. Ale kiedy znika - to znika, już go nie ma. Nie przywiązujesz się do tego, nie rozpamietujesz. Bo jesteś czymś innym niż Twoje myśli, niż Twoje odczucia, niż Twoje wspomnienia - i to "coś", nawet w czasie największej zawieruchy emocjonalnej, gdy jesteś maksymalnie wkurzona (to wtedy jesteś na 100% wkurzona, pamietaj :)) albo maksymalnie zdołowana (też na 100%), pozostaje stabilne i nieporuszone. I będąc na 100% wkurzona, wesoła, smutna albo szczęśliwa zarazem cały czas odczuwasz te stabilnośc i nieporuszenie tego "czegoś". I to jest ten "spokój wewnętrzny" i "stan wewnetrznej równowagi", o którym sie mówi.
Odczuwasz wszystko, nawet jeszcze z większą intensywnością niz dotąd. Masz pełny kontakt z rzeczywistością. Ale tak naprawdę tej Twojej prawdziwej natury nic nie jest w stanie poruszyć ani zniszczyć, pozostaje zawsze niewzruszona (to nie ma oczywiście nic wspólnego z obojętnością emocjonalną).
Poczytaj ten tekst: http://www.nowaedukacja.pl/trungpa.html - to jest bardzo stare, dwunastowieczne przedstawienie całej tej drogi, tego koła. Ostatni obrazek, na samym końcu, to jest właśnie to, czego zapowiedzią jest zakończenie tego filmu i o co w nim (i w kazdej scieżce duchowej, jeżeli pominąc słowa a skupić się na samej praktyce) chodzi.

ocenił(a) film na 8
raj001

Jaka jest ta "jedna prawda" według ciebie?

ocenił(a) film na 8
luk11c4

Usiądź i praktykuj, a po jakimś czasie ją poznasz :).
Nie ma innego sposobu aby ją przekazać. Prawda jest poza jakimikolwiek słowami.

raj001

czysty zen?? dla mnie paulo coelho. sorry.

ocenił(a) film na 10
Mamba667

To bardzo dziwne ale zgadzam się w niezwykle dużym stopniu:) Co prawda detalu z Uranem nie dostrzegłem za to masę innych. Każdej dziewcznie z którą chciałbym być puszczam ten film jako swojego rodzaju test a sam szukam kolejnych symboli, ukrytych znaczeń. Ostatnia dziewczyna oceniła to na 4 :(

ocenił(a) film na 10
Jabolak

wspaniały pomysł na spędzenie wieczoru w walentynki ;)

ocenił(a) film na 10
rafusss

W walentynki oglądam Skóra w której żyję albo Ludzką stonogę:)

Jabolak

chciałbyś być, czy chciałbyś się przespać? wiele dziewczyn prześpi się z tobą i bez tego testu, nie męcz ich zatem tak okrutnie :)

ocenił(a) film na 10
ner

Nie będę spał z dziewczyną która temu filmowi da mniej niż 4:) Jeśli nie dostrzega symboliki i nie rozumie elementów filmu to niech sp..ada daleko:)

ocenił(a) film na 8
Jabolak

To pokazuje twoją próżność i arogancję, nie jesteś oświecony, ale zadufany w sobie :)

ocenił(a) film na 10
luk11c4

Jestem też hipokrytą, będę mierzyć ludzi swoją miarą, a inni niech mnie oceniają swoją:) Próżność wynika z tego, że widzę więcej, wiem więcej. Ale jestem świadom, że tak naprawdę nic nie wiem w porównaniu do profesorów... A dziewczyny lepiej testuj zanim będzie za późno, one też to robią...

Jabolak

Jak ładnie to ujął Mamba film trafia "Do domorosłych okultystów, psychotycznych
i/lub ćpających miejskich szamanów oraz oczywiście studentów filozofii powinien trafić." Widzę, że próbujesz szpanować świadomością i pokorą względem własnej wiedzy (tzw. "Wiem, że nic nie wiem"), ale lecisz dalej z logiką godną przedszkolaka. Sam uważam to za dużą zaletę, jak ktoś jest w stanie bez fałszywej skromności ocenić swoją inteligencję, a jednocześnie przyznać się do błędu. Jednak zdania typu "Ale jestem świadom, że tak naprawdę nic nie wiem w porównaniu do profesorów" i "Jeśli nie dostrzega symboliki i nie rozumie elementów filmu to niech sp..ada daleko:)" trochę dziwią. Wiesz ilu profesorom ten film by się nie spodobał? Jak zatem byś ich ocenił?
Powiedziałbym, że taki trochę snobizm, podobny do sytuacji gdy, wielbiciele jakiejś niszowej muzyki odnoszą się z pogardą do kogoś kto też mówi, że jest fanem, a nie zna wszystkich wykonawców, włącznie z jakimś barowym grajkiem z drugiego końca świata. Ty jeszcze próbujesz się usprawiedliwić, w stylu "No dobra może nazywam ludzi idiotami, ale mam do tego prawo, ponieważ sam nie jestem najmądrzejszy i wiem kto może mnie nazywać idiotą i kogo ja mogę." A za wyznacznik podajesz najpierw zainteresowanie filmami dla "psychotycznych i/lub ćpających miejskich szamanów" (wybacz ale bardzo mi się spodobało to określenie), a później wykształcenie. Trochę ta logika do mnie nie trafia.

ocenił(a) film na 10
RienN

Dziękuję:) Łechtaj mnie bardziej:) A tak na poważnie niestety tak się składa, że jestem psychopatą (mam na to papier), z narkotykami się swojego czasu eksperymentowało a o różnych filozofiach lubię czytać (fatalne jest to, że najbardziej do mnie przemawia Arystyp), a nadal mimo to jestem prymitywem. Chemikiem, wykształconym chamem a w głębi duszy wciąż dzieckiem. Mówiąc o wiedzy profesorskiej nie miałem na myśli, że się to musi posiadaczowi takiej wiedzy się spodobać. Chodziło mi raczej o to, że ten film wymaga połączenia szerokiej wiedzy, tolerancyjnego podejścia oraz odporności na obrzydliwe treści. Profesorom i profesorkom których znałem raczej by się nie spodobał:) Trochę zeszliśmy z tematu, wkrótce obejrzę go znowu:)

Jabolak

xDDDDDDDD niewyobrażalny poziom bazy

Mamba667

Weroniko, do prawdy komentarz zachęcił do obejrzenia, przeczytałem tylko wstęp co by uniknąć spojlera, mam nadzieję że się nie zawiodę :)

ocenił(a) film na 8
Jasiexx

Film jest bardzo specyficzny, ale cieszę się, że mój komentarz zachęcił Cię do zapoznania się z tą pozycją. W takim razie życzę miłego seansu! :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones