Moim skromnym zdaniem film bardzo dobry. Nie wiem dlaczego został
laureatem "Złotej Maliny", ale tak to już jest, że wiele produkcji
Oscarowych zwyczajnie rozczarowuje, tak wiele z nominowanych do
rozczarowań, zachwyca. Nie jestem aktorem zawodowym, ale byłem pod
wrażeniem gry Griffith. To, że scenariusz nie przewidywał górnolotnych
tematów i nie rozwiązywał "wielkich problemów" nie znaczy, że aktorzy, a
w szczególności Griffith, nie zagrali w nim dobrze. Proponuję przestać
nastawiać się na głębokie, pełne uniesienia role grane pompatycznie i
sztywno, a zobaczyć prostotę i znakomity warsztat. Bo nikt mi nie powie,
że aktorzy pierwszoplanowi jako gwiazdy zapomniały jak się gra. Czasami
jestem sceptycznie nastawiony do ocen jury, a ten film jest tego
znakomitym przykładem. Bo jakim kryterium kierowano się oceniając go
jako rozczarowanie? Za mało dramatyzmu? Nie, bo film jest nim
przepełniony. Za dużo sztuczności? Nigdzie jej nie zauważyłem. Dla mnie
to film na 8/10, ale oczywiście inni ocenią go inaczej. Tylko sednem
sprawy jest sensownie to uzasadnić, a nie ograniczyć się do jednego
zdania. "Słaby", bo takich ekspertów jest cała masa. Po za tym dominują
oceny wysokie, więc skądś się one biorą. Proponuję oglądać filmy
uważniej, a nie ograniczać się do krótkich "wyroków eksperta", bo
komisja tak oceniła.

Poza tym jeszcze jedno zdanie golem13. To, że obejrzałeś i oceniłeś
kilkadziesiąt filmów nie czyni cię ekspertem (to samo oczywiście ma
zastosowanie do mnie) i odradzam skakanie z filmu na film w przerwie na
lunch, po to by ich zaliczyć jak najwięcej, bo tu chodzi o jakość, a nie o
ilość.

Zgadzam się i podpisuję pod tym komentarzem.

Pełna zgoda

Od czasu przyznania De Palmie maliny za reżyserię "Człowieka z blizną" nie zastanawiam się "dlaczego", szkoda czasu i energii.. Podobnie z oscarami. Czasem myślę, by takie maliny przyznawać też panom/pniom krytykom... za totalne danie ciała w kwestii przyznania owych nagród.

Te maliny to można olać rannym moczem :-)

A ja się w zupełności zgodzę- na początku filmu zadałam na głoos pytanie "ciekawe, czy juz wtedy przyznawali "złote Maliny" bo należałaby się Griffith bez zastanowienia. No i kolega mi odpowiada na pytanie :-) Moim zdaniem "malina" dla aktorki jest zasłużona jak rzadko komu- była bezpłciowa, bez emocji, nieprzekonująca i sztuczna.

Potwierdzam. Brzmiała jak kosmitka, która dopiero uczy się ludzkich zachowań (jak zwykle zresztą). A co do filmu - fabuła może być, ale słaba, powolna i mdła reżyseria psuje to. Ogólnie raz można zobaczyć, ale nie więcej.

Przepraszam, ale po polsku piszemy "można obejrzeć".

Masz całkowitą rację. Srogo się zawiodłem. Gryffith to jakieś dno aktorskie. Cały czas gra identycznie - taka słodka blondynka - niezależnie od sceny. Scenariusz żałosny. Na początku jest jeszcze OK, ale czym dalej tym gorzej

to jej beznamiętny wyzute z uczuć recytowanie tej historyjki jest tak irytujące że nie da sie tego oglądać.

Tak się sklada,ze to życiowe osiągnięcie pani Griffith. Gra znakomicie. Widać to zwłaszcza w scenie ponownego spotkania z Douglasem w Klubie Oficerskim. Sam film,bardzo dobry,jeden z moich ulubionych.