Freud, Bracia Grimm i Kubrick.
Freud - Mamy psychoanalityczne i mega naturalistyczne spojrzenie na ludzką cielesność i postrzeganie miłości jednak tak jak u Freuda jest ono malowane pod tezę co dla osoby, która nie zna tego środowiska przedstawia je niemal, że fałszywie.
Bracia Grimm - Mamy rdzeń historii, który jest zaczerpnięty z "Królewny Śnieżki" co w dużym stopniu przekłada się na to jak ta historia w ogóle jest opowiedziana bo z jednej strony dostajemy coś co z lekko zmienioną fabułą mógłbyś opowiedzieć dziecku na dobranoc, a z drugiej jest tym czym były pierwsze baśnie i skupia się spełnieniu tych samy celów co pornografia.
Jest to niezwykle piękna i genialna sztuczka ale mam do niej mieszane uczucia.
Kubrick - Ostatecznie mamy dzieło wybitne ale też tak bardzo, bardzo, bardzo kłamliwe co równym rytmem wybrzmiewa przez cały film. Największym kłamstwem jest to, że inność jest często dla samej inności czy z chęci przynależności i to, że prowadzi do wiecznej szarości, w której cieniu wszystkie róże więdną i stają się nieodwracalnie szare. W tej szarości mieście się też oczywiście szarość i zimność duszy oraz nihilizm.
Prawda jest taka, że można być innym i szczęśliwym.
Prawda jest taka, że można żyć będąc sobą i nie być poniżany przez wszystkich wokół...
Transpłciowość w "Różanej paradzie" jest przedstawiana raz w sposób tolerancyjny i dumny, a potem film gnoi bohaterki, które po prostu chcą czuć się dobrze w społeczeństwie, które z różnych powodów je odrzuca i nie daje drugiej szansy.
W skrócie:
Piękny film, o pięknych ludziach, którzy zostali osadzeni w pięknych lokacjach, w brzydkiej jak powódź błotna historii.
Takie sprzeczności mogą pojawić się tylko i wyłącznie w kinie, które z każdym następnym seansem będę kochał jeszcze bardziej.