Świetny debiut reżyserski. Zbudowany na wielu kontrastach. Religijny konserwatyzm i kontestacja. Klaustrofobiczna atmosfera funkcjonowania afrykanerskiej społeczności i przestrzeń tak dosadnie określająca południowoafrykańskie pejzaże. Systemowa i światopoglądowa przemoc wraz z egzystencjalnym poczuciem wolności – choć okupionej cierpieniem, bo ono jest tu wszechobecne. Ponad wszystko symboliczna fantazja o roli rodziny, która budowana na kostycznych fundamentach może się odradzać nawet kosztem odrzucenia kogoś, kto ma wątpliwości. Niepokojący w każdej minucie, minimalistyczny, naprawdę dobry.