Poprzez swoje kino przemawiał, myślał, eksperymentował, kochał - i to czuć, na szczęście tym razem przede wszystkim to ostatnie.
Nowy wiek umocnił nową formę patrzenia na ludzkość, przez pryzmat niespokojnego egzystencjalizmu, niezgodność ludzi ze światem, w którym przyszło im żyć, światem przemocy i obojętności. Godard tę formę wprowadził do kina pokazując bohaterów, którzy szukają sensu swojego życia zagubionymi spojrzeniami w emocjonalnym wycofaniu i zwątpieniu.
Cały stan psychologiczny i sposób postrzegania bohaterki, jak i postrzeganie jej samej przez mężczyzn jest doskonale zbudowane w formie, genialnych ujęciach, muzyce.
Film wydaje się zwyczajny, nie wyróżniający się, jedynie obserwujący. Trochę taki jest, ale w tych czystych ujęciach twarzy jest zawarte wszystko. Wraz ze strukturą filmu, formą i muzyką, mimo chłodnego intelektualizmu, daje to potężny humanistyczny i artystyczny efekt, czułość emanuje z ekranu.
Tak właściwie nie poznajemy dobrze kobiety, a dzięki zabiegom artystycznym całkowicie czujemy jej stan - współodczuwamy.
Film był inspiracją dla kreacji aktorskiej u Tarantino w Pulp Fiction, jak i do "Piękność dnia" Buñuela. Można też szukać podobieństwa w nowym filmie Lathimosa, jako pewnego rodzaju nawiązanie mówiące o podmiotowości, z optymistycznym jednak zakończeniem - odwróconym, mówiącym o tym, że potrzeby kobiet nie tyle się zmieniły, co odważniej stawiają na swoim.
SPOJLER - Zakończenie, tak krytykowane przez wielu, zdaje się mówić, że Nana wybierając miłość kosztem kariery, wybiera dla siebie, jako kobiety - śmierć podmiotowości. Śmierć perspektyw zawodowych, śmierć ekonomiczną poprzez zależność od mężczyzn, śmierć feministycznych motywacji...