Przyznam szczerze, że strona wizualna tego filmu powala. Niestety nie tylko tym żyje widz. Czasami miałam wrażenie, że film byłby lepszy, gdyby był niemy. Serio. Niektóre (większość) kwestie były tak banalne, że niekiedy chciałam się złośliwie zaśmiać pod nosem. Cała historia fajna, choć lektor trochę mnie dobijał tak jak przewidywalność fabuły. Nie było płynnego połączenia scen itp...
Co do obsady to muszę powiedzieć, że całość ratują Hiroyuki Sanada (Oishi) i Jin Akanishi (Chikara). Kurde dopingowałam ich jak nie wiem. Nie głównego bohatera Kai'a i nie uwięzioną księżniczkę tylko właśnie ojca i syna. Oishi miał w sobie taką szlachetność. Nie wiem jak to nazwać, ale był w tym filmie prawdziwym Samuraiem. A Chikara poszedł w ślady ojca. Naprawdę ta dwójka zrobiła na mnie największe wrażenie. Keanu Reves był taki nijaki, ciągle ta sama mina skrzywdzonego psa. Wiedźma wyszła im trochę karykaturalnie, bo jej się nie bałam. Lord Kira był fajny w momencie, gdy już zyskał to, co chciał. Odpuścił sobie słodzenie wszystkim dookoła i pokazał swoje prawdziwe ja.
Natomiast zastanawia mnie jedna rzecz - Co ten koleś wytatuowany od stóp do głów robi na plakacie promującym film?!! Zagrał dosłownie pięć sekund i nie widziałam go z pistoletem w ręku. WTF?
Podsumowując daję siedem. Film fajny, ale duzo mu brakuje do perfekcji. Tak jak wspominałam wcześniej całe przedsięwzięcie ratuje Hiroyuki Sanada i przepiękne zdjęcia, nasycone kolory i potworki. Reszta do poprawki ;)