Cóż, nie jest to najlepszy film de la Iglesii ale ten reżyser poniżej pewnego poziomu nie schodzi, więc nawet jeśli nie wszystko tu jest wygrane i czegoś brakuje, to mamy kawał kapitalnej rozrywki z pięknym hołdem złożonym nie tylko bezimiennym kaskaderom ale i spaghetti westernom kręconym przez Sergio Leone właśnie w Hiszpanii. Łezka się w oku kręci, gdy pozna się na ujęciach te same plenery, które przemierzał Clint Eastwood w Trylogii Dolara. Świetna realizacja, dobre aktorstwo, fajna oprawa muzyczna (nie tylko ta część pastiszowa ale i sama partytura Roque Banosa ze świetnym tematem przewodnim) plus na dokładkę urocza Yoima Valdés odsłaniająca swoje w dzięki w dwóch czy trzech scenach. Warto obejrzeć.