bo jest po prostu piękny. Nie jestem ogromną fanką The Beatles, ale bardzo lubię i szanuję ich twórczość. Dla mnie to kwintesencja angielskości i właśnie przez to sięgnęłam po ten film. Muzyka The Beatles fantastycznie pasuje do klimatu lat 60-tych, 70-tych oraz do psychodelicznego charakteru większości scen. Szalone kolory, radość, miłość, zawarte w musicalu stanowią wspaniałe oderwanie od rzeczywistości. Jim Sturgess, choć miewa swoje wzloty i upadki, ma w sobie tyle lekkości i naturalnego wdzięku, że trudno od niego oderwać oczy. Choć sir Paul McCartney żyje i ma się dobrze, Jim jest jego ‘reinkarnacją’ i momentami do złudzenia go przypomina. Ponadto słucha się go bardzo przyjemnie, bo jest aktorem potrafiącym śpiewać. Dla mnie ten ekperymentalny, psychodeliczny film jest prawdziwym arcydziełem i z pewnością nie raz będę do niego wracać.