Lektura "Amatora" daje wiele przemyśleń, czasem bardzo różnych, co widać czytając wcześniejsze komentarze. Dla mnie to film o rodzącej się pasji, zajęciu które coraz bardziej pochłania naszego bohatera i staje się jego głównym celem. Nagrodzony filmowiec-amator zostaje utwierdzony w przekonaniu, że jest całkiem dobry w tym co robi i że powinien to kontynuować. Nie pomagają prośby żony, która zauważa zmianę w zachowaniu i dążeniach męża. To co było kiedyś jego celem (rodzina, dom), przestaje mu wystarczać, staje się powszednie i banalne. Rodzina zostaje zepchnięta na drugi plan. Żona razem z dzieckiem odchodzą. Realizując swoje filmy nasz amator nieświadomie powoduje też, że jego przyjaciel straci pracę. Podoba mi się porównanie kamery do lufy pistoletu, którą na końcu filmu Filip Mosz wycelowuje sam w siebie. Czy realizacja marzeń, poświęcenie się pasji warte są takich ofiar? Nie będę oryginalny, jeśli powiem, że piękny to film jest.
To prawda piekny i jakze wymowny... ja kocham scenę gdy kolega Mosza, któremu zmarła matka, ogląda filmik z nagraniem karawanu i jego matki w oknie... gdy film sie konczy, mówi wtedy ze łzami w oczach... "To jest piekne co robicie chłopcy - piękne.. dziekuję wam. "
To chyba najdoskonalsza scena w kinie w ogóle, pokazująca jakwiele człowiekowi może dac sztuka filmowa.