co jednak nie oznacza, że dobry.
Przede wszystkim "efekty specjalne" - co to do jasnej anielki miało być? Nie dość, że wyglądało to jak filmiki w niezbyt nowoczesnej grze, to ja się jeszcze pytam - nie dało się nakręcić sceny z jadącym autem? vide ok 50 minuty filmu. czy "firma" zajmująca się tymi pożal się Boże animacjami wymusiła określoną ilość minut "czasu antenowego"? w każdym razie wyszło to bardzo, bardzo, baardzo kiepsko.
Poza tym fatalne, drewniane dialogi, mega irytująca, "rozbuchana" gra pani grającej Melę.
Podobne zdanie miałam o jej mężu, ale o dziwo, kiedy wcielał się w postać Antona nie było już tak całkiem tragicznie.
Całkiem nieźli Nergal i Więckiewicz.
Kilka dziurek w scenariuszu - skąd się nagle wzięła magiczna szafa? winda to za mało? skąd się wziął kot w Berlinie? (ale to już trochę czepialstwo).
Kilka zabawnych scen, fajny pomysł, ciekawe zakończenie --------> spojler
w scenie końcowej, gdy Anton płaci za książkę markami, imho przydałaby się odpowiedź Żyda sprzedawcy w stylu "panie, pieniądz zawsze jest pieniądz" albo coś takiego :) -----------> koniec
Podsumowując - można obejrzeć, ale nie ma co się nastawiać na szał. I lepiej zapomnieć o Machulskim, bo to niepotrzebnie podnosi poprzeczkę i oczekiwania :)