"Love and Death in the Garden of the Gods" to owiany tajemnicą dramat z elementami giallo i odrobiną psychodelii. Wciągająca historia, piękna sceneria i postaci pełne tragizmu. Pewien profesor ornitologii (Franz von Treuberg) odkrywa w lesie taśmę, którą czym prędzej przesłuchuje. Wcześniej w will do której przybył, by obserwować i nagrywać ptaki przebywała grupa młodych osób. To w tej właśnie willi samobójstwo popełniła Azzura (powabna ognistowłosa Erika Blanc). Ale czy aby na pewno? Dziewczyna rozmawia ze swoim psychoterapeutą o jej próbie samobójczej, o małżeństwie, o przeszłości, a także o kazirodczym związku z bratem Manfredim (Peter Lee Lawrence). Małżeństwo Azzury z Tymothym powoduje, że nie mogąc tego znieść Manfredi opuszcza willę. Jednak Manfredi wraca tam z nową dziewczyną imieniem Viola (Orchidea de Santis). To Viola odnajduje Azzurę nagą i martwą w wannie (i z przeciętym nadgarstkiem).

Piękna Erica Blanc sporo w tym filmie wędruje i biega korytarzami i zaułkami. Uczestniczy też w dziwacznej i lekko odrealnionej scenie grupowego obżerania się. Podobała mi się klasyczna ścieżka dźwiękowa Giancarlo Chiaramello. Ostatnie dwadzieścia pięć minut trwania filmu to kilka morderstw przy użyciu miecza i pistoletu. Leje się trochę krwi.

Peter Lee Lawrence zmarł w wieku zaledwie trzydziestu lat na nowotwór mózgu, co potwierdziła jego ówczesna żona Cristina Galbo.

http://westernsallitaliana.blogspot.com/2010/02/remembering-peter-lee-lawrence.h tml