Film ciężki, jak dla mnie, ale mimo wszystko podobał mi się. Polubiłam El Chivo, miał serce i ciężkie życie. Octavio jak dla mnie od początku był idiotą, nie umiejącym się odnaleźć w świecie (tak naprawdę to on zrobił z Koffiego swojego rodzaju maszynę do zabijania). Susana była głupią, wartą Octavia i Ramira razem wziętych gęsią bez krzty inteligencji (jedyne za co ją cenię, to to, że nie wyjechała ze swoim szwagrem-kochankiem i, że została sama z dzieckiem i w ciąży, może się czegoś nauczyła). Valeria... Kobieta, której specjalnie nie zapamiętałam, może jedynie z tego, że przez wypadek straciła nogę, karierę i część siebie. Miała psa, o którego ciągle się w filmie martwiłam. A to, że coś mu się stało w czasie wypadku, jak darł paszczę przez otwarte okno, a potem, że nie wylezie głupek z pod tej podłogi... Ale fajny był, zarówno pies, jak i film.