"Martin Knopf, któremu zlecono przeprowadzenie śledztwa, doszedł do niezwykle ciekawych wniosków. Jego zdaniem, podająca się za księżniczkę Anna Anderson tak naprawdę nazywała się Franciszka Szanckowska, pochodziła z Kaszub i była robotnicą w jednej z berlińskich fabryk. Słuch o niej zaginął na kilka tygodni przed nieudaną próbą samobójczą rzekomej Anastazji. Detektyw zebrał silny materiał dowodowy, w tym zeznania rodziny Szanckowskiej, jednak nie wszyscy dali mu wiarę.Szanckowska vel Anderson toczyła sądową wojnę z rodziną Romanowów aż do swojej śmierci w 1984 roku. Nigdy nie zobaczyła nawet grosza z gigantycznego majątku cara, do którego rościła sobie pretensje. Jak twierdził jej mąż zmarła w przekonaniu, że faktycznie jest rosyjską księżniczką. Jej wersję wydarzeń można było zweryfikować dopiero po odnalezieniu szczątków carskiej rodziny. W celu identyfikacji przeprowadzono wówczas szczegółowe badania. Ponieważ nie odnaleziono ciała księżniczki Anastazji, zdecydowano się porównać ze sobą DNA carskiej rodziny i tajemniczej Anny Anderson. Wynik był jednoznaczny – kobieta przez wiele dziesięcioleci sprytnie okłamywała wszystkich w swoim otoczeniu. Przy okazji zdecydowano się również na porównanie DNA Anderson z próbkami należącymi do krewnej Franciszki Szanckowskiej. Tym razem wynik był pozytywny." - fragmenty artykułu Sylwii Cisowskiej, dziennikarki ONET-u.