Również gdy oglądałem ten film miałem skojarzenia z "Memento". Z pewnością przez podobny styl montażu, zaburzenia w chronologi wydarzeń oraz muzykę, która była prawie przez cały film tak samo spokojna jak w "Memento".

To nie byly lata 60. Przeciez ogladali tam "Gwiazdy Hollywood" z Georgem Clooneyem...a George chyba nie jest aktorem z lat 60...
Do tego samochody tez nie przypominaly tych z tamtego okresu.

dokładnie!to nie były lata 60-te. skąd w ogole taki wniosek?:|

to sa wlasnie jedyne dwie rzeczy jakie mi sie w tym filmie nie podobaly... w ogole nie przepadam za stylem Soderbergha a w takim filmie to juz mi kompletnie nie pasowal... filmik oczywiscie i tak uwazam za calkiem udany natomiast spodziewalem sie czegos bardziej komercyjnego czegos w stylu "czlowieka w ogniu" i duzo wiecej humoru zwiazanego z pobytem zacofanego o lata odsiadki angola w USA... tych rzeczy mi zabraklo a ten montaz doprowadzal mnie do szalu...

Obejrzałem. Gdy przeczytałem opis w gazecie to pomyślałem: "Szkoda czasu", ale zajrzałem tutaj i opis tego filmu mnie zachęcił. I bardzo dobrze, bo bym przegapił naprawde dobry film :) Bardzo fajna jest konstrukcja filmu.

Ale nie o to mi chodzi. Mianowicie, ciekawa jest zależność "Angola" z "Mulholland Drive" Lyncha - Jenny Wilson ginie właśnie na tej ulicy! I do tego, Lynch zaangażował tą aktorke to małej roli w "Mulholland Drive" :D
Gdy Wilson na początku filmu ogląda wycinek z gazety mówiący o śmierci jej córki na MD to pomyślałem, że to celowe nawiązanie do Lyncha, jednak to Lynch zrobił swój film później.

Pozdrawiam.

a to ciekawe z tym Lynchem, nie wiedziałem i nie poznałem.

Swoją drogą, Limey bardzo wporzo - głównie za sprawą postaci moim zdaniem. No i montaż - ale to kwestia gustu

Ciekawa jest też zależność z filmem "Czekając na życie", który jest wmontowany jako wspomnienia Wilsona z Londynu. Przede wszystkim, że ten film Loacha również wygląda na niegłupi i pasuje tu idealnie.