PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=640473}
5,6 532
oceny
5,6 10 1 532
Angry Video Game Nerd: The Movie
powrót do forum filmu Angry Video Game Nerd: The Movie

Uwielbiam cykl Angry Video Game Nerd (obejrzałem wszystkie odcinki i niektóre z nich powtórzyłem sobie kilkanaście razy), samego Jamesa Rolfea i wiele jego innych, pobocznych serii. Dlatego byłem naprawdę zaciekawiony jego długo oczekiwanego filmu i prawdę mówiąc byłem mocno rozczarowany. Wiem o co chodzi w produkcjach pokroju Angry Video Game Nerd: The Movie - to są amatorskie filmy fabularne skierowane do fanów cyklu, czy samego vlogera. Doug Walker nakręcił kilka podobnych filmów (np: Kick-Assia), ale film Rolfe okazał się dla mnie sporym zawodem. Od czego by zacząć...
- Już sam początek wywołał u mnie niesmak. James Rolfe zaczyna swój film o tym jak... jest powszechnie uwielbiany. Dosłownie tłumaczy dlaczego jego kanał jest taki rewelacyjny. Tiaak... dobrze wiem dlaczego jest taki super, sam podzielam to zdanie, ale kiedy opowiada to sam Nerd to wygląda jakby miał osobiście jakąś skrajną megalomanię. I nie piszę tu o postaci którą gra, tylko o samym Jamesie.
- Kolejny problem, gry. Seria Angry Video Game Nerd to wielka kopalnia wiedzy pomieszana z osobistymi doświadczeniami Jamesa z czasów dzieciństwa. Z kolei film ma zaskakująco mało odniesień do gier. Byłem przygotowany na wielką podróż zarówno po świecie AVGN jak i samych gier retro - myślałem, że co chwilę będzie sypał odniesieniami, mniejszymi lub większymi easter eggami, a w rzeczywistości jest tego niewiele. Co gorsza, z jakiegoś powodu Nerd nie miał chyba praw autorskich do jakiejkolwiek gry, dlatego każdy tytuł do którego się odnosi (nawet gra E.T. wokół której obraca się fabuła) jest przerobiony, co jest pewnym oszukiwaniem widzów. Wyobrażacie sobie oglądać cykl AVGN w którym każda gra ma przerobiony tytuł? Psuje to wiarygodność, masz świadomość, że nie odnosi się do danej gry, tylko zmyślonego przez siebie produktu przypominającego to o czym myśli.
- Postacie drugoplanowe. Nie wiem jak Wy, ale ja byłem pewien że poza Angry Video Game Nerdem ważną rolę będą pełnili inni vlogerzy, przede wszystkim ci z którymi James współpracuje jak Mike, albo Bootsy. Tym czasem na drugim planie mamy wyłącznie fikcyjne postacie wymyślone na potrzeby filmu i to grane przez półprofesjonalnych i nieznanych aktorów. Liczyłem, że będę śledził przygody autentycznej grupy nerdów, którzy od lat udzielają się w internecie, a nie jakieś kompletnie zmyślone postacie grane przez aktorów. To zepsuło specyficzny urok kanału AVGN - tam, przez to że oglądaliśmy vlogerów dzielących się wspomnieniami czuć było pewną szczerość, oglądaliśmy ludzi którzy przypominali nas samych i dzielili się z podobnymi doświadczeniami. Przez to, że poza Nerdem mamy tylko aktorów, film wali sztucznością. Mike, Bootsy, czy także Nostalgia Critic co prawda wystąpili, ale tylko jako cameo. Tylko cameo!? W filmach Douga Walkera na pierwszym i drugim planie występują chyba wszyscy członkowie kanału Channel Awsome, czy That Guy With The Glasses (i cameo m.in. AVGN) - grupy geeków, nerdów, fanboyów od lat udzielających się w Internecie, a nie banda anonimowych aktorów w rolach wymyślonych na potrzeby filmu. No i szczerze mówiąc, większość postaci jest strasznie irytująca. Nie bawił mnie w ogóle czarny kumpel Nerda (którego rzecz jasna nigdy nie widziałem w serii AVGN), albo laska która im towarzyszyła.
- Metraż. Film jest zdecydowanie za długi, nie wiem nawet jaki był sens rozciągać seans do tych dwóch godzin. Pełno tutaj niepotrzebnych, wydłużonych scen, zwyczajnych zapychaczy. Sam poziom żartów jest nierówny. Niektóre śmieszą bardziej, inne mniej. Niestety sporo jest takich, które nie robią żadnego wrażenia, tylko wydłużają dodatkowo czas filmu.
Nie czepiam się kwestii realizacyjnej. Ta (jak na produkt czysto fanowski) wypada zaskakująco dobrze. Wszelkie umowności, tandetne efekty działają na plus. O dziwo jest bardziej profesjonalny niż bym się spodziewał, niektóre efekty wyglądają jak z autentycznych filmów klasy B z lat 80 (E.T. albo efekty gore) co fajnie odnosi się do miłości Jamesa starymi horrorami i filmami science-fiction. Niektóre żarty były naprawdę śmieszne, ale większość nie zrobiła na mnie szczególnego wrażenia. Najwyraźniej James lepiej czuje się w kręceniu krótkich filmików, odcinków swoich seriali - one nigdy nie nudzą, pomysłów zawszę starczy na te kilka-kilkanaście minut, a w tym wszystkim czuć autentyczną szczerość. Nie mówię, że Angry Video Game Nerd to gniot nie warty uwagi. Fani powinni znaleźć co nieco dla siebie, ale jak na produkt który miał być wielkim podsumowaniem działalności AVGN, jego opus magnum, wypada blado.

ocenił(a) film na 4
szmyrgiel

Sam bym tego lepiej nie ujął, zgadzam się z każdym twoim zdaniem. AVGN jako seria internetowa jest świetny, ale film jest zwyczajnie słaby.

szmyrgiel

Na wstępie zaznaczę, że filmu (jeszcze) nie obejrzałem. Po seansie zapewne zgodzę się z większością Twoich zarzutów, ponieważ to niskobudżetowa produkcja. Muszę natomiast odnieść się do dwóch kwestii, które błędnie oceniasz:

1."Najwyraźniej James lepiej czuje się w kręceniu krótkich filmików" - nieprawda. Oglądałem bodajże wszystkie filmiki Rolfe'a, umieszczone w sieci PRZED premierą filmu na których dzielił się szczegółami jego powstawania. To było takie informowanie fanów o postępie w kręceniu, podawanie ciekawostek, przemyślenia. Widać było na nich jak ciężko pracuje i jaki jest dumny. Po prostu zrobienie krótkiego materiału na swojego vloga, którego po wielu latach wprawy robi się praktycznie automatycznie (montaż, ustawienia kamery, oświetlenia itd.) , a takiej produkcji to zasadnicza różnica. James zapewne lepiej czułby się jako reżyser horrorów w Hollywood, bo to jego marzenie. Po prostu znacznie ciężej jest kontrolować tak dużą grupę ludzi, w porównaniu z serialem AVGN, gdzie większość pracy wykonuje sam. Należy go trochę zrozumieć na tej zasadzie, że to był jego debiut na taką skalę. Kolejny film będzie lepszy - jeśli znajdzie na niego czas.

2."jak na produkt który miał być wielkim podsumowaniem działalności AVGN" - problem w tym, że nigdy nie było takiego założenia. Film zapewne miał mieć otoczkę serialu, ale James celowo poszedł dalej, w stronę "normalnego filmu". Oglądam prace jego i Mike'a od kilku, dobrych lat i niestety muszę przyznać, że Jamesa bardziej kręcą filmy, niż gry video. Widać to nawet podczas ich posiedzeń przy grach, tych tzw. "Mondays" - radzi sobie gorzej niż jego kumple. Czytałeś zapewne o tym, że nakręcił pierwszy filmik dla żartu, a do kolejnych namówił go dopiero Mike Matei. To właśnie on jest prawdziwym maniakiem gier. A James? No cóż, bazuje na sukcesie AVGN, ale w głowie marzy mu się kręcenie klasycznych horrorów i filmów sci-fi. W jednym wywiadzie wspominał o swoich amatorskich filmach, które kręcił w garażu rodziców. To jest właśnie najdziwniejsze, że prawdziwym nerdem jest Mike, który stoi za nim, nie zaś sam James :)

ocenił(a) film na 6
szmyrgiel

Nie zgodzę się, jakoby James "stawiał sobie pomnik" (ups, jak to zabrzmiało :)) lub "popadał w samozachwyt" - raz, że uhonorował swoich fanów (co chyba nie jest egoizmem? Doceniamy ludzi którzy nas doceniają), dwa, że stworzył postać, która FABULARNIE ma jakiś sens, cel działania oraz reputację - zagrał tutaj NERDA znanego z recenzowania kiepskich gier. Czy gdyby wstawił tutaj innego aktora, inaczej go nazwał, dalej podejrzewalibyśmy go o samozachwyt? Chyba nie. Więc nawet ta jego reputacja w tym filmie jest mocno groteskowa.
Jeżeli chodzi o sam film - w sumie najlepiej podsumował go sam James pod koniec, recenzując grę ET. Podobnie jak twórca gry stworzył coś, co... jest dziwne, ale stało się kozłem ofiarnym... tak samo James stworzył dziwny film, który trochę "pojechał" po jego własnej karierze.
"AVGN the Movie" nie jest zły, ale... jest niedopracowany.
Rolfe za dużo się tu skupił na wciskaniu różnych wątków (po co ten Gozillo podobny potwór?), za mało na gagach i fabule.
Sama fabuła jest okej! Stworzył prawdziwą mitologię odnośnie zwykłej, kiepskiej gry. Jednak za mało tutaj anegdot, które znamy z serii AVGN. Za mało specyficznego humoru.
Efekty? Rozumiem, że ten efekt tandety jest jakimś - nieuzasadnionym - hołdem do filmów klasy B lat 80tych. Mamy tutaj generała jadącego czołgiem, który w niektórych ujęciach nie udaje zabawki z action figure w kokpicie, a modele samochodów palą się jak kawałek plastiku :)
Ale decydujemy się albo na tworzenie filmu w stylu tandety retro, albo wciskamy... niepotrzebne, plastikowe CGI. Ta mieszanka powoduje, że film nie posiada specjalnego stylu.
Ciężko mi ocenić to dzieło, ale AVGN the movie podsumuję słowami: Zmarnowany Potencjał.
Liczę na kolejną, dużo lepszą i wierną Youtube'owej serii produkcję.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones