..rozumiem ideę "pewna rodzina, spotyka Mengele", Z drugiej, buntuję się przeciwko takiemu uczłowieczaniu zbrodniarzy. Wystarczyło, choćby zarysować, tło historyczne, A tak mamy prawie dobrego wujka Josefa, produkującego lalki i leczącego przygodnie spotkanych ludzi. Film sam w sobie średni.
A ja odebrałem to wręcz odwrotnie niż Ty - Mengele przekonał do siebie Lilith i Evę, dzięki czemu mógł prowadzić eksperymenty z hormonem wzrostu i na bliźniakach. Problemem był natomiast Enzo, który ewidentnie mu nie ufał i wątek z lalkami ma na celu właśnie próbę wzbudzenia zaufania przez Mengele u Enzo.
Co do "uczłowieczania zbrodniarzy" - a czym byli? Robotami? To też ludzie, i to że się przedstawi ich jako ludzi to nie umniejsza w żaden sposób zbrodniom, których dokonali.
Ja to rozumiem, wiem , że wszystko co pokazane w filmie, jest w prostej linii kontynuacją "badan" przeprowadzanych przez Mengele, w okresie II Wojny Światowej. Chodzi mi jednak o to, że wycinek życia, jaki został nam pokazany, powinien mieć kontekst historyczny. A nie miał. Gdybym nie znał historii i usłyszał nazwisko Mengele, pomyślałbym sobie "aaa to ten, który w Ameryce Płd. leczył dzieci i zajmował się produkcją lalek". O takim uczłowieczaniu mówiłem.
Może po prostu autor uznał, że postaci Josepha Mengele nikomu nie trzeba przedstawiać, bo każdy powinien wiedzieć kim był.
Postaci Josepha Mengele chyba nie trzeba nikomu przedstawiać, myśle ze każdy wie o jego zbrodniach i eksperymentach na blizniakach i karlach.
Sceny z fabryki lalek jak dla mnie dość przerażające i wymowne.
Film sam w sobie dobry i w pamięci może pozostać na dłużej.
zgadzam się z Tobą co do scen w fabryce, miały drugie dno. W ogóle cały zabieg, wzbudzenia zaufania nie tylko rodziny, ale i widza, był całkiem dobrze zrobiony. Końcówka wyjaśnia wszystko. Film bardzo klarowny, tylko nie rozumiem po co został zrobiony... :)
Ja jednak, pozostanę przy swoim zdaniu. Myślę, że skoro na świecie jest mnóstwo osób, dla których Auschwitz to "polski obóz zagłady", to po obejrzeniu tego filmu, Mengele, będzie producentem lalek. Nie zapominajcie, że o ile u nas nacisk na historię i wiedzę historyczną, jest stosunkowo duży, o tyle, choćby za oceanem, niewiele jest osób kojarzących Oświęcim, a II WŚ to głównie Japończycy i Pearl Harbour. O niewielu filmach mam taką opinię, ale ten, powinien być bardziej łopatologiczny.
Jak dla mnie film był dość wyrazisty i jasny. Nie musiałam mieć zadnego zarysu historycznego......ale, może masz racje, gdyby były retrospekcje z obozu film byłby mocniejszy i wiecej osób spojrzaloby na J.Mengele nie jako dobrego wujka i producenta lalek a ludobojce i zbrodniarza wojennego.
W pewnym sensie Mengele był (chciał być) producentem... ludzkich "lalek". Scena kiedy pracownik w fabryce pyta się, czy lalki mają mieć jakieś znaki indywidualne. np. pieprzyki. Doktor mówi: "nie, wszystkie mają być czyste".
Dobrze rozumiem, że w wątku z lalkami chodzi o ich idealne cechy tj. jasna karnacje, niebieskie oczy i blond włosy? Czy też może coś mi umknęło?
My, znający Mengele nie potrzebowaliśmy zarysu historycznego, ale dla postronnego widza, który tematyką się wcześniej nie zainteresował gość przedstawiony w filmie to jakiś niemiecki lekarz, który zajmuje się genetyką i doświadczeniami na bliźniakach. Trochę za mało.
Według mnie autorka za bardzo ugrzeczniła własną książkę. W filmie doktora odbiera się jako dobrego wujka, w książce zaś to pedofil i psychopata...
Dobrze to ująłeś, mój chłopak w ogóle nie wiedział kim był Mengele i tak mu się obiło o uszy że myślał że to jaki aktor. I jako osoba całkiem nie posiadająca wiedzy na ten temat polubil niemieckiego doktorka. Nie wiedząc w ogóle gdzie była jakaś puenta. Trochę to mnie rozbawilo a z drugiej strony właśnie tak jak tobie dało myślenia. Przedstawili demonicznego, manipulanta i praktykanta okrutnych praktyk jako inteligenta i gentelmana. I ludzie, którzy nie wiedzieli K czym jest film a bardziej o kim, nabrało sympatii do jego postaci. Smutne i pozbawione sentymentu dla ofiar, które do późnej starości męczące były przez nocne mary.
Dla jasnosci mogli zrobić przebitki z obozu koncentracyjnego na sam koniec filmu tj. jak zrobiono w Walcu z Baszirem. Z drugiej strony notatnik zwyrodnialca i spojrzenie na bliźnięta mówi samo za siebie kim był ten "człowiek".
Tak jak opisałeś wujka Josepha, postrzegali ludzie Ameryki łacińskiej. Film dobrze oddaje ten klimat. Moim zdaniem cel ten był zamierzony i dobrze przemyślany przez twórców filmu. Odrębnym problemem jest fakt, że nikt nie odpowiedział za krycie tych niemieckich zbrodniarzy.
A czy główni bohaterowie wiedzieli, że to zbrodniarz wojenny czy wierzyli, że to lekarz, który im pomoże?
Masz rację, nie wiedzieli. I patrząc z perspektywy uczestnika tej historii, nawet nie miało znaczenia kim był Mengele. Ale dla nas, jako odbiorców zewnętrznych, już nie jest to obojętne. W przeciwnym wypadku mógłby to być każdy inny lekarz. A wtedy cały film traci kontekst i sens.