Film stanowi misz masz. Zaczyna się od komedii, a kończy jako dramat. Jako komedia taki sobie, może za wyjątkiem Elvisa, całkiem zabawnej sceny egzaminowania Anioła oraz jego rozmowy z mającą się rozwieść parą. W zasadzie od tego momentu komedia zamienia się w kino bardziej dydaktyczne aniżeli humorostyczne. I może to lepiej, bo film staje się dużo prawdziwszy, pokazuje prawdziwą rzeczywistość: chorobę, biedotę, kłótnie, a w końcu zagubienie małego dziecka. Film warto obejrzeć dla kilku myśli i scen, ale bez porywu - ale czy tak nie jest w życiu naprawdę?