Najbardziej z całego filmu podobał mi się sam początek, a mianowicie wizyta Giordano u Elvisa Presleya. Scena bardzo fajnie rozpisana, tylko szkoda, że do roli Króla wzięto Tomasza Schimscheinera. Jest 'tak bardzo do Niego podobny', że ktoś na filmwebie dodał go do obsady jako: "Tomasz Schimscheiner:Anioł Lubega / Muzyk udający w czyśćcu Presleya". Rzeczywiście, udający i to dość kiepsko:).