Zgadzam się. Oglądając ma się wrażenie, że ten film to wyłącznie laurka złożona w hołdzie odtwórczyniom głównych ról. Obraz, poza realizacyjna perfekcją, niczego wartościowego nie wnosi. Został nakręcony (podobnie jak "SpiceWorld", czy "Pan i Pani Smith" z Pittem i Jolie) tylko po by, by dać fanom występujących w nich celebrytów, możliwość pooglądania swoich ulubieńców w "wystrzałowych i zabawnych scenach akcji". W tej parodii "Aniłków Charliego" trzy psiapsiółki dobrze się bawią bijąc wszystkich naokoło, w niedorzecznych scenach walki, wśród iskier wybuchów i zachwytu samymi sobą nawzajem. Wyjątkowo niekorzystnie wypada w swojej roli sztuczna i słodziutka Cameron Diaz, która mimo sławy i zawrotnej kariery udowodniła po raz wtóry, że tylko wtedy nie wypada blado, gdy występuje u boku prawdziwych zawodowców, takich jak choćby Kate Winslet i Jude'a Law w Holiday.
Powyższa, nieudana adaptacja pomysłu na "Aniołki" da się opisać określeniami "supcio", "zajefajnie" czy też "ależ one są śliczne". Natomiast w mojej ocenie filmu nie padną zwroty "ciekawie", "z rozmachem" czy też "świetna akcja i gra aktorów". Bo ani scenarzysta, ani odtwórczynie głównych ról, nie dały mi niczego, co zasługiwałoby na takie określenia.

I oryginalne Aniołki o niebo ładniejsze.