Jak dla Wrighta, to i dla całego filmu, więc to niemożliwe, a Keira domyślam się, że będzie mieć zbyt mocną konkurencję.
Nie wiem, ktoś na pewno, poza tym zazwyczaj większość dużych premier jest pod koniec roku, tak samo tym razem. I tak przewidywania, przewidywaniami, a zawsze w styczniu/lutym się okazuje, że nikt, kto był stawiany w roli faworyta pół roku wcześniej, nie wygrał.
Ale w kategoriach takich jak kostiumy czy charakteryzacja, to to jeden z najmocniejszych kandydatów.
nie raz już film z Keirą i film Wrighta dostał Oscara za muzykę... a zobacz kto jest odpowiedzialny za muzykę w tym filmie :)
Lol, nie znam człowieka, ale ja jestem fanbojem Zimmera, Mansella, Iglesiasa czy Reznora.
chodziło mi, że już raz dostał Oscara za muzykę w Pokucie, gdzie grała główną rolę Keira ;) całkiem możliwe, że w lutym znowu powtórzy się to :) ta czwórka, którą wymieniłeś była ciekawa kiedyś, a teraz? nic nowego, wszystko to samo, zero pomysłu...
E tam, Mansell czy Iglesias(Reznor to w ogóle mało co robił) zawsze coś ciekawego zrobi, ale rzeczywiście, taki Zimmer ma za sobą chyba najgorszy rok w swojej karierze.
Jest to niestety możliwe, ponieważ Amerykanie są tak płytcy i powierzchowni w swoich reakcjach emocjonalnych, że każdą angielską wydmuszkę opakowaną w zbytkowną scenografię i XIX-wieczne plenery są gotowi uznać za arcydzieło filmowe. Jako społeczeństwo typowo konsumpcyjne nie wiedzą, czym są prawdziwe, głębokie emocje, nie znają europejskiej literatury i zachwycają się byle czym. Wiodą płaski, pozbawiony refleksji żywot, więc tęsknią za światem, w którym uczucia są prawdziwe, a każdy gest ma znaczenie. Gdy zobaczą iluzję takiego świata u Wrighte'a, niczym naiwne dzieci nabierają się na tanie sentymentalne chwyty tego przereklamowanego reżysera. Piękne plenery, niczym niezmącona cisza wiejskich posiadłości brytyjskiej arystokracji - Amerykanie to uwielbiają, bo sami nigdy tego nie mieli. To naród bez historii i bez korzeni, więc łatwo jest wtłoczyć w nich emocje, które pragną przeżywać. Najoczywistszym przykładem mogą tu być Oscary dla "Artysty" - bardzo przeciętnego filmu, który jednak odwoływał się do nostalgii za przeszłością i prawdziwych emocji. Amerykanie oczywiście to kupili, bo film skojarzył im się z czasami, gdy świat nie był jeszcze taki jednorazowy i wyjałowiony.
Wszystko ok, jednak nie nazwałabym filmów J. Wright'a (zwłaszcza tych trzech) iluzją "dawnego" świata... Zdecydowanie nie jest to przereklamowane, a oryginalne w swej prostocie. Mało jest takich filmów, i jeszcze mniej takich reżyserów... Nic nie poradzisz z faktem, że tak właśnie wyglądał kiedyś świat... Może kobiety były troszkę mniej urodziwe od dzisiejszych angielskich standardów, jednak cała reszta to dokładne odwzorowanie dawnego życia.
Nie zrozumiałaś mnie. Uważam, że Wright świetnie odwzorowuje realia historyczne. A raczej sztab historyków, scenografów i kostiumologów, który pewnie z nim współpracuje. Problem w tym, że poza piękną otoczką jego filmy zioną emocjonalną pustką. Aktorzy nie umieją odnaleźć się w historycznej scenerii, grają sztucznie i egzaltowanie. Dialogi też trącają banałem, a co gorsza są nieadekwatne do ówczesnych realiów (np. w Dumie i uprzedzeniu). Gdy oglądam filmy Wrighta widzę współczesnych aktorów doklejonych na siłę do zabytkowych wnętrz. Dlatego Amerykanie tak to lubią, bo wystarczy im ładne opakowanie i kilka smętnych dialogów w wykonaniu aktorów-manekinów i są zadowoleni.
Amerykanie są zadowoleni jak jest na co popatrzeć tu racja, nieważne czy piękne angielskie widoki czy beznadziejni Avengersi w Nowym Jorku... Jednak nie zgodzę się, że nie ma w filmach J.W. niczego poza klimatem i widokami... dialogi w Dumie i Uprzedzeniu właśnie były na miejscu, bo tak się kiedyś mówiło... Aktorzy potrafią się tam odnaleźć, nie musisz wierzyć mi na słowo, ale oglądnij wywiady z aktorami, z samym reżyserem, poczytaj recenzje krytyków, właśnie nie ma zbyt wiele złych słów o aktorach... Jedyne czego brakuje mi w filmach J.Wrighta to zakończenia, nie chodzi mi o jakiejś kompletnie inne tylko o ich wykonanie. Ale to szczególik.