Film mi się nie podobał. Twórcy chyba chcieli świeżości i "och-jesteśmy-tacy-inni. Szalenie kreatywni, zauważcie", a przekombinowali. Książka jest piękna, prawdziwe dzieło, napisane prostym językiem, ale doniosłe. Film to dokładne przeciwieństwo, przerost formy nad treścią. Przy okazji: Wroński jak Wroński, nie wątpię, że w XIX w. takie semimaskulinistyczne wynalazki mogły podobać się kobietom, ale obsadzenie Jude'a Lawa w roli JEDNOZNACZNIE odpychającego seksualnie (wg Tołstoja) Karenina to jakiś sen szaleńca. Seksowny to on ma nawet głos. Ogólnie on ratuje ten film. Keira jest piękna ale do roli Anny pasuje nijak. Ogólnie: myślę, że za rok nikt nie będzie pamiętał o tym filmie.
"obsadzenie Jude'a Lawa w roli JEDNOZNACZNIE odpychającego seksualnie (wg Tołstoja) Karenina to jakiś sen szaleńca. Seksowny to on ma nawet głos. Ogólnie on ratuje ten film."
Nic dodać, nic ująć!!! Dokładnie tak :)
Dokładnie. Brytyjczycy nie powinni się brać za europejskie dzieła, których nie rozumieją. To nie ich wrażliwość, to nie ich mentalność.