"Zobacz kulisy jej trasy" — gdzie 'kulisy' oznaczają opowieść Ariany o biegunce jej psa, nagrywanie jak ogląda film że znajomym, przytula się do oświetleniowców, nagrywa filmik dla Mariah i... to tyle. Jest jedna poruszająca scena, do której tak naprawdę nie mamy wprowadzenia — Grande dziękuje ekipie i mówi, że trasa uratowała jej życie, ale nie wspomina o żadnych szczegółach, więc nie mamy nawet jak się w to wczuć.
Backstage'u jest tyle co kot napłakał i nie dowiadujemy się nic nowego o artystce, jej życiu w trasie czy jej pracy.
Poza tym film jest głównie zlepką występów, które widzieliśmy już wcześniej na YouTube (ale w trochę gorszej jakości). A połowa z piosenek jest tym samym audio, z którego powstał jej live'owy album "k bye for now", więc nie ma w nich jakieś nowości.
Podsumowując: Uwielbiam Arianę, ale "excuse me, i love you" mimo, że jest dobrym filmem koncertowym, to jest klapą pod względem "dokumentu" (a jest tak reklamowany).
Zgadzam się w 100% porównując do innych netflixowych dokumentów o współczesnych artystach, dokument na temat Travisa Scotta był o wiele ciekawszy. Pokazywał ważne momenty z życia osobistego artysty: narodziny dziecka, powrót do rodzinnego miasta, kulisy powstawania albumu, praca w studio. A tu przez większość czasu mamy koncerty dostępne na yt oraz zlepki kilku zdań, które mogłyby pojawić się na instastory a nie w dokumencie
oczywiście, że wiem, ale w porównaniu do innych "filmów koncertowych" backstage'u jest tu zdecydowanie za mało
poza tym nawet w opisie filmu jest wzmianka, że będzie to film dotyczący życia w trasie, a nie samego koncertu