wzruszenie i dziwnie boski respekt... to jak pokazano w tym filmie pokorę i pogodzenie się z losem zbiło mnie z pantałyku. Szwedzkie aktorstwo wybija w patetycznej wariacji sztuczniznę amerykańską, ten ich chłodny smutek i jasna duma to chyba pierwszy laurowy listek na drodze do tytułu najlepszych artystów na świecie. Sądzę że lepiej nie można było zrobić filmu o boskich wyrokach. Dziełko można by było polecić tym, którzy spłycają obraz wojny religijnej do stwierdzenia ,,przecież Bóg nie kazał zabijać". No i rzecz jasna ideał niezłomnej w wierze miłości - Arn i Cecilia razem tworzą coś na kształt zimowej lilii. prawdę o szczęśliwej miłości - delikatność wiara i cierpliwość. Jak patrzyłam na Arna brudnego od świętej krwi, pyłu pustynnego i szarego potu to miałam ochotę pocałować go w czoło. Złagodził mnie ten film, polecam.