Niech się schowa Michael Moore ze swoją antybushowskim a procarry'owskim, marnie spreparowanym filmem propagandowym. "Atomic Cafe" jest wspaniały i znacznie bardziej przekonujący niż Fahrenheit, może i prawdziwy w wielu kwestiach, ale w swej prymitywnej nachalności nawet prawdę obrzydzającym. Tu mamy czystą propagandę amerykańską, znakomicie zmontowaną i składającą się na groteskowy obraz jądrowej świadomości antykomunistycznej USA, przekonanych o swej militarnej, jak i intelektualnej (sic!) potędze, kreujących się obłudnie (co się chyba dotąd nie zmieniło) na ostatni przyczułek wolności i demokracji. Polecam, przede wszystkim fanom "Dr. Stranglove'a", którzy po obejrzeniu tego filmu z pewnością nie będą już sądzić, że kubrick pokazał obraz tak przejaskrawiony i satyrzyczny ameryki lat 50., ale że był on całkiem bliski rzeczywistości. Podobnie członkowie Monty Pythona, jak zobaczycie, za oceanem mieli kopalnię pomysłów, które dzisiaj wydają nam się absurdalne, ale które są niemal kalką amerykańską filmów propagandowych z lat 40. i 50. (dlatego co drugie małe państwo decyduje się na amerykański system obrony... albo pastę crelm....D:).
PS. Skądinąd słyszałem, że jeden z reżyserów wspóltworzących ten film kevin rafferty, to kuzyn George'a W Busha (ciekawe!).