Pozwalałem się mamić temu filmowi przez długi czas. Dialogi niejednokrotnie były błyskotliwe i śmieszne (jak to u Coenów), a żarty sytuacyjne solidne i nakręcone z werwą (jak to u Coenów), ale im dalej ta Coenowska zabawa na całego trwała, im bliżej było końca, tym bardziej dochodziło do mnie przekonanie, że cała ta skrzętnie przygotowywana intryga zmierza donikąd, że jest niczym innym jak zbiorem mniej lub bardziej dowcipnych scen-żartów ukazujących jeden dzień z życia szalonego Hollywood, będącego u schyłku złotej ery, kiedy studia filmowe drżały w obawie przed telewizją i wyrabiały kilkaset procent normy, a kina zalewały eskapistyczne, niewinne produkcje, które miały za zadanie choć na chwilę oderwać szary lud pracujący od pesymistycznych wizji dnia codziennego...
Więcej do przeczytania tutaj: shar.es/14V7fd
Warto też być na bieżąco: fb.com/filmbuk
Zapraszam! :)