Otóż 'Hail, Ceasar!' wprawdzie posiada jakąś mniej więcej spójną intrygę fabularną. W kilku momentach snutą wręcz uroczo. Ale moim zdaniem dla twórców owa fabuła stała się jedynie pretekstem, by nakręcić i włączyć do całości pastisze filmów gatunkowych ze złotej ery Hollywoodu (kiedy jeszcze nie wszyscy Amerykanie kupili sobie telewizory). Widzimy więc fragmenty wystawnego widowiska okołobiblijnego, sceny z westernów klasy B albo C, dramat obyczajowy, dopracowane choreograficznie sceny tańczone (w wodzie i nie tylko), coś śpiewanego. Naprawdę czułem się tak, jakby mi kazano oglądać zwiastuny (trailers) tych filmów. Ale nie miałem nic przeciwko . . .
Że ówczesne studia filmowe, podtrzymujące system gwiazdorski, wypuszczały mnóstwo zwyczajnych kiczów, nie zasługujących na wspomnienie? A kto im to będzie wypominał po siedemdziesięciu latach? Czas leczy wspomnienia. Sentyment pozostaje.