Gdyby tylko nie zabrakło budżetu. Momentami niestety strasznie to widać, ale jestem skłonny parę grzechów wybaczyć, bo autorzy nie mieli na to wpływu.
Nie chcę się wgłębiać w spojlery, ale bardzo podobał mi się przytłaczający klimat, psychoza, wysycenie obrazu, które dominowało od początku, do końca produkcji. Pogoda wykreowana na lepką, wilgotną, nieprzyjemną jesień - to wszystko buduje niesamowitą atmosferę. Poza tym jest to też produkcja troszeczkę wykraczająca poza szablony horroru o "nawiedzonym domu". Wkrada się nam element psychologiczny, a kreacja głównej bohaterki przypomina mi odrobinę Nicholson'a w Lśnieniu (może to daleko posunięte skojarzenie, ale jednak mi się nasuwa :) ). Ogólnie w filmie dominuje nostalgia, cała historia budowana jest na niepewności, a nie na wyskakujących nagle w ekran potworach, co osobiście uważam za zabieg prymitywny i łatwiznę...
Co prawda całość nie wydała mi się jakoś szczególnie przerażająca, a momentami aż się skrzywiłem widząc niektóre sceny lub głupie zachowania bohaterów, ale ostatecznie produkcja zapracowała sobie u mnie na solidną siódemkę. Na tle wielu innych miernych horrorów, które ostatnio są wypuszczane, można rzec, że Babadook to swego rodzaju perełka ;). Szkoda, że tak niedoceniona, patrząc na ocenę.