ruga-ruga-ruga, yeah, yeah!
młody i oddany mości xiążę we właściwym debiucie i skandalicznie satyrycznej formie, trąca, kąsa, slapstikuje i pod brzuszkiem kuje w krótkiej acz treściwej rozprawie między trzema osobami: bogiem ojcem (stojący na straży zadowolonego statusu ameryki północnej prezydent), synem bożym (lewa ręka prezydenta, etyk i geograf) a duchem świętym (prawa ręka prezydenta, the fascist gun in the west) oraz sekretarzem..
każde łazi i mnoży swoje słuszne i absurdalne sądy i poglądy na wszystko i rzecz wszelką ze świata i okolic stanów zadowolonych pozostawiając widza z prawdą prostą acz odwieczną, konieczną, zawsze potrzebną i rozpiętą ponad czasem i przestrzenią: państwo tonie, rząd rżnie głupa, a rządzący to debile.