I "Bad Boys For Life" spełnia ten warunek w stu procentach. Niekiedy nawet w stu pięćdziesięciu. Fabułę tego dzieła można by było śmiało sprzedawać na AliExpress i niczym nie ustępowałaby królującej tam tandecie. Prawdziwym fajerwerkiem jest to, że do scenariusza - mocne słowo w tym przypadku - przyznało się aż trzech grafomanów (Carnahan, Bremner, Craig), a reżyserowało - jeszcze mocniejsze słowo - to dzieło dwóch impotentów (El Arbi i Fallach, czy jakoś tak, bo nie warto zapamiętywać..), których przerosłoby nakręcenie reklamy pasty do zębów. To jest, k...a, osiągnięcie! I ten wszechobecny, wysublimowany, trafiony humor... Jak wisienka na kupie gniota, choć pasowałoby inne słowo na 'g'.