Film jest co najmniej dziwny. Nie jest klasyczną czarną komedią braci Cohen (choć po części komedią jest). Dla mnie najważniejszym elementem filmu jest dwuwartstwowość świata. Z jednej strony mamy pokazany z ironią, ale pozornie jasny Hollywood, uśmiechniętych ludzi itp., a z drugiej wyłażący spod tego pierwszego inny - mroczny i dziwaczny świat. Po prostu "Blue velvet", tylko bardziej groteskowy...
coś w tym jest...
Ja z kolei podczas oglądania "Straight story" Lyncha miałem wrażenie że oglądam film Cohenów...
Tamte postaci były "przerysowane"- tak uwypuklono ich cechy charakteru, jak to mają w zwyczaju bracia Cohen.