Siadając do seansu "Batman Forever", wiedziałem, że opinie fanów na temat tej części przygód Zamaskowanego Krzyżowca są podzielone. Film widziałem już jakiś czas temu, trochę o nim myślałem i wyrobiłem sobie na jego temat już zdanie.
Jeśli zestawimy dzieło Joela Schumachera z filmami Tima Burtona, to trzeba niestety przyznać, że jest to krok wstecz. Przełom lat 80. i 90. był dla marki wielką zmianą, gdyż za sprawą filmów Burtona oraz B:TAS, Człowiek-Nietoperz stał się poważny i mroczny, tymczasem Batman Schumachera charakteryzuje się o wiele luźniejszą historią. Osobiście nie podoba mi się również kreacja Two-Face'a, który jest płaski jak kartka papieru w porównaniu z genialnie napisanym Harvey'em Dentem z B:TAS.
Jednak pomimo tych wad, to "Batman Forever" oglądało mi się przyjemnie. Może i to nie jest ten Mroczny Rycerz, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni, ale jednak trzeba przyznać, że fabuła tego gacka jest poprawnie napisana, a produkcję te można nazwać dobrą rozrywką. Spodobała mi się też kreacja Riddlera. Jim Carrey naprawdę wczuł się w postać i ten Zagadka jak najbardziej pasuje do świata stworzonego przez Schumachera.
Podsumowując "Batman Forever" to specyficzny film o Batmanie, ale fajne luźne kino przygodowe.
W pełni rozumiem ludzi, którzy zawiedli się na tym nietoperku, ale jeśli o mnie chodzi, to raczej będę tego Batmana dobrze wspominał.