Film jest za długi, za wolny, w zasadzie każda scena jest tu celebrowana, niemiłosiernie wydłużana, jakby z obawy, że nie wybrzmi właściwie.
Szkolny błąd.
Dodatkowo reżyser, chyba zainspirowany niedawnym "Jokerem" niepotrzebnie pompuje w ten film dramat egzystencjalny. Film staje się przez to duszny, gęsty, toporny, ciężki w odbiorze. Niepotrzebnie, bo film jest, ni mniej ni więcej, kryminałem, filmem detektywistycznym, i jako taki w zupełności by się sprawdził. A tak mamy cierpienia młodego Wertera...
Choć aktorzy, jak się okazuje, trafieni. Ten cały Pattinson, może niekoniecznie jako Bruce Wayne (taki trochę emo), ale już jako Batman przekonuje. Z kolei Zoe Kravitz jako Kobieta Kot naprawdę sexy. Szkoda ich.
Można opowiadać filmy znaczniej bardziej dynamicznie nie tracąc z oka bohaterów, szanując psychologię postaci i wyzyskując urodę tych scen, tych kadrów, które na to zasługują, a nie każdego kadru, każdej sceny, jak to ma miejsce w tym "Batmanie", bo to rujnuje narrację całego filmu i osłabia całość opowiadania.