W skrócie, film zapowiadał się dobrze, ale do pewnego momentu. Tym momentem było pojawienie się Becketta w domku w którym zginęła jego partnerka. Od tego momentu ten film poza motywem dźwiękowym rodem z filmów lat 90 nie ma niczego do zaoferowania...
Część rzeczy, które popsuły film jest wspomniana w komentarzach innych użytkowników FW.
Ja dodam jeszcze, że motyw z "porządnymi" lewakami jest bezsensowny. N standardowo promuje lewactwo jako coś dobrego przy okazji próbując ośmieszyć prawicę, ale w tym filmie im trochę nie pykło, gdyż to ci "aktywiści lewicowi" niszczą wszystko co mają pod ręką - od niszczenia krawężników, aby rzucać nimi w policję, po rozbijanie szyb w autach zwykłych obywateli, które następnie są podpalane... No i te czerwone flagi... Komuna jak się patrzy. "Dzięki" za promowanie takich "wartości"...
Podczas oglądania tego filmu naszła mnie też myśl, że w chwili obecnej bycie aktywistą wspierającym "lewą", "prawą" czy jakąkolwiek inną stroną nie ma najmniejszego sensu. Jest to przeżytek. Ci wszyscy liderzy są z kimś powiązani, i każdy z nich wykorzystuje tę bandę owieczek do swoich celów, tak naprawdę mając ich w głębokim "poważaniu"...

Co do roli samego aktora, gość bardzo nieporadny, i ma dziwny sposób poruszania się. Wątpię, aby tak na co dzień chodził. Ciekawe kto wpadł na taki pomysł, aby ten bohater tak się poruszał?

Podsumowując, film mógłby być naprawdę dobry, gdyby wyrzucili z niego propagandę, kilka scen a'la "Mission Impossible", dopracowali to i owo (chociażby kształt koszuli podczas ucieczki w górach - te miejsca, gdzie linki są przyczepione aż kłują w oczy) i zatrudnili lepszych aktorów drugo i trzecioplanowych. A tak, wyszedł film żałosny w swojej głupocie i nudny.