Rzecz ma wyglądać jak kameralny dramat. Posłużono się drogą najprostszych skojarzeń: małe mieszkanie, dwoje bohaterów-ona i on, dawniej byli parą a teraz cienkim spoiwem jest tylko ich wspólny syn. On chce wyzyskać dla kariery jej obecny związek ale zamiast tego oboje snują, dobre słowo dla opisu ekranowych wydarzeń, opowieść o swoim życiu. Oczywiście nie unikają wzajemnych oskarżeń.Przed banalnością scenariusza próbuje się używać dodatkowych ozdóbek: a to on wygłasza monolog wprost do kamery doświetlony dodatkowym światłem by za chwilę popaść w stan przypominający erotyczne pożądanie. Ona usiłując oglądać tv próbuje uświadomić mężczyźnie, że ją już nic nie obchodzi. Wygląda to bardzo nienaturalnie. Aktorzy wygłaszają jakieś doklejone teksty i gubią się w tym co robią. Trudno to w ogóle sankcjonować jako kino.Szkoda czasu!
Good night, and good luck, esforty.
2/10