Zwykły film o poszukiwaniu szczęścia. Niczym specjalnym nie wyróżnia się na tle ostatnich
produkcji, które są podobne gatunkowo lub poruszają podobną problematykę. Fabuła i postacie
są pokazane zbyt powierzchownie. Rozbijamy się tutaj na trzy główne wątki: Williama,
Kate i Lou. Ich historie miłosne są pokazane bardzo zręcznie, fajnie przeskakujemy od
jednego członka rodziny do drugiego, a na końcu możemy zobaczyć jak cała rodzina się zmieniła
od czasu poprzedniego Święta Dziękczynienia. Mimo iż pod względem fabularnym film radzi
sobie bardzo dobrze, to nie odczuwamy więzi z daną postacią przez co nie możemy się
zasymilować z akcją filmu, co prowadzi do tego że wyciągamy z niego o wiele mniej niż byśmy
chcieli. Joosh Boone nie wykorzystał potencjału swoich postaci. Sposób myślenia i bycia Lou,
Kate i Samanthy został pokazany nam w bardzo małym stopniu. Wydaje mi się że gdyby zostało
nam ukazane wnętrze romantyka, ćpunki i osoby bojącej się odrzucenia, w większej skali to film
zyskałby na wartości. Niestety jest to produkcja, która nie posiada "głębi". Na duży plus można
zapisać muzykę. Elliot Smith i duet Edward Sharpe & The Magnetic Zeros w moim odczuciu
bardzo fajnie nadają nastrój w danej chwili.
To chyba wszystko. Jak dla mnie film na raz, obejrzeć i zapomnieć.