PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=4154}
7,6 6 049
ocen
7,6 10 1 6049
7,6 10
ocen krytyków
Bez znieczulenia
powrót do forum filmu Bez znieczulenia

Obraz klęski człowieka, którą Wajda zilustrował w „Bez znieczulenia” jest niezwykle sugestywny. W zasadzie nie pozostaje nic innego jak gestem bezradności rozłożyć ręce i jak główny bohater – Michałowski, w milczeniu, z pustym wzrokiem, pogodzić się z gorzkim zakończeniem filmu. Ostatnie sceny zapadają w pamięć szczególnie. Myślę, że Wajda bezbłędnie przedstawił jak głośny sprzeciw traci swoją akustykę i staje się niemy. To jest chyba ostatnie stadium klęski człowieka, gdy jest się już wyjałowionym z uczuć i emocji, a funkcje życiowe zaczyna się wykonywać mechaniczne. Jedyne co pozostaje to odejść. Nie można mówić nawet o ucieczce, bo ta jest wykonywana impulsywnie pod wpływem emocji. Wajda pokazał, że Michałowski, zdegradowany, zdewastowany, po prostu oddalił się z sali sądowej.

Ilekroć oglądam ten film, za każdym razem czuję emocjonalne i psychiczne wyczerpanie. Bo trudno wydobyć z siebie głos, kiedy najpierw patrzy się jak wyłamuje i wiąże się z tyłu ręce człowiekowi, a potem w cyniczny sposób wzywa się go do obrony. Takie sceny, kiedy obezwładnia się człowieka i wyzywa go na pojedynek, odbierają mowę, bo uświadamiają jak łatwo zniszczyć człowieka. Wystarczy siłą odebrać się mu szansę i prawo do obrony, a wówczas nie potrzebny jest nawet atak. Człowiek z wykręconymi rękami, przy każdym gwałtownym ruchu, sam zaczyna zadawać sobie ból. A będzie kaleczył się tylko tak długo, póki nie uświadomi sobie, że jedyne co mu pozostało to bierność.

Początkowo Michałowski próbował walczyć, miał w sobie energię, by manifestować swój sprzeciw. Odsuwał od siebie wizję klęski, której się panicznie bał. Żona nie dała mu jednak prawa do wymiany argumentów, unikała kontaktu, Michałowski nie mógł z nią nawet porozmawiać. Pozbawiła go kontaktu z dzieckiem, zostawiła puste mieszkanie. W pracy z kolei, reporter traktowany był jak persona non grata. Myślał, że po powrocie do Polski, wrócił do siebie, ale w redakcji nie było już dla niego miejsca. Przyjaciele, a dokładniej ludzie, którzy uchodzili za jego przyjaciół, wykorzystali jego problemy osobiste, sugerując mu aby odpoczął zawodowo lub po prostu dał sobie spokój.

Dwie rzeczy, które utrzymywały Michałowskiego przy życiu: dom, do którego mógł zawsze wracać oraz praca, w której się spełniał, w jednej chwili zostały mu odebrane. Łącznie z prawem do głosu sprzeciwu na taki stan rzeczy. W połowie filmu reporter przestał oponować. I chyba nie ma nic bardziej destruktywnego niż poczucie jak gaśnie chęć do walki, jak wysycha w człowieku źródło buntu wobec niesprawiedliwości. Pogodzenie się z własnym losem staje się miarą zdegradowania człowieka.

Ten moralny niepokój, jaki zasiał Wajda filmem „Bez znieczulenia” jest tak wymowny, że bardzo trudno skupić się na filmie samym w sobie. Kreacja Michałowskiego w wykonaniu Zapasiewicza jest dla mnie bezbłędna, a miarą jej doskonałości jest fakt, że w żadnej sekundzie filmu nie da się po prostu odróżnić grania (czyli udawania) od bycia kimś naprawdę. Wydaje się, jakby Zapasiewicz prywatnie po prostu był reporterem i fakt ten afirmuje się od samego początku. Nie będę rozwlekać się nad detalami, które składają się na warsztat aktorski, ale warto zauważyć: drżenie rąk, które oddało roztrzęsienie nerwowe Michałowskiego w redakcji, albo mimikę twarzy, gdy Michałowski pozwolił sobie na gorzkie kłamstwo na spacerze z żoną. Ola zapytała go wtedy czy „jest już dobrze”. Przejmująca również była scena na kolacji, gdy Michałowski skrępowany, sparaliżowany strachem, powtarzał „takie duże kawałki…”. Intonacja i inne szczegóły, które składają się całokształt budowania postaci, nadały wiarygodności Michałowskiemu, dlatego również z tego względu „Bez znieczulenia” jako film robi takie ogromne wrażenie.

W „Bez znieczulenia” nie ma nawet muzyki, którą można by ewokować określone nastroje. Dzisiaj w wielu filmach współczesnych płytkość gry aktorskiej nasyca się muzyką, by nadać scenie odpowiedniego wydźwięku emocjonalnego. W „Bez znieczulenia” nie było ku temu potrzeby. Są tylko surowe dźwięki z otoczenia, przerwane w kilku scenach melodią z rozsypanych dźwięków, jakie wybijał Michałowski na pianinie.

Dla mnie „Bez znieczulenia” zawsze będzie się kojarzyć przede wszystkim z Zapasiewiczem, mimo, że sukces należałoby oczywiście podzielić równo między pozostałych aktorów, reżysera (!) i w ogóle całą ekipę realizatorską. Zapasiewicz jednak stworzył tak wymowną postać, że w jakimś stopniu zespoliła ona aktora z reporterem Michałowskim (podobnie było w „Barwach Ochronnych”). A ku mojemu zaskoczeniu, Zapasiewicz wyznał w dokumencie autorstwa p. Krystyny Piasecznej pt. „Zbigniew Zapasiewicz” (1999), że czuje się aktorem komediowym, zaś to filmy dorobiły mu maskę cynika-intelektualisty.

Film uważam za obowiązkowy.

ocenił(a) film na 10
filipmosz

do głosu i godności. Film genialnie zbudowany i zagrany.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones