PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=4154}
7,6 6 049
ocen
7,6 10 1 6049
7,6 10
ocen krytyków
Bez znieczulenia
powrót do forum filmu Bez znieczulenia

Zdecydowanie najlepsza scena w filmie, stanowiąca swoiste podsumowanie. Bo czyż nie tak zaczęto postrzegać bohatera w jego kręgach jak to "udowodnił" adwokat żony ? Oczywiście my widzowie wiemy co innego o jego tragicznej historii.
Mamy polski prl-owski sąd cywilny z jego znudzonymi i niecierpliwymi pracownikami. Cały proces galopuje, świadkowie są popędzani, mimo swojego zestresowania, są tylko przedmiotami mającymi wypowiedzieć określone zdania na których zależy stronom , pytania padają szybko i bezlitośnie.
"Wszystko można udowodnić" jak to stwierdził adwokat (jak zwykle świetny stuhr), i taka jest rzeczywistość. Jerzy Michałowski - wzorowy mąż i ojciec (może tylko za często wyjeżdżał, zresztą o jego życiu rodzinnym sprzed wyprowadzki żony mało wiemy) zostaje przed sądem przedstawiony jako człowiek który nie jest w żadnym stopniu materiałem na dobrego męża.Zostaje to dokonane przez przedstawienie faktów z pożądanej perspektywy przez adwokata żony i fałszywych zeznań świadków.
Żonę Michałowskiego wreszcie targa poczucie sprawiedliwości i sympatia do męża - próbuje protestować lecz na nic się to nie zdaje.
Puste spojrzenie Zapasiewicza(!) w trakcie procesu jest co najmniej wymowne. Ostatni gest i wyjście w trakcie procesu z sali sądowej dobitnie ukazuje zobojętnienie i poczucie bezsilności człowieka który systemu i ludzkiej nieżyczliwości( użyłem lekkiego słowa) nie pokona.
Scena 11/10
Film 9/10

ocenił(a) film na 9
None200

Tak, ta scena jest niesamowita. To, w jaki sposób Michałowski patrzy na żonę (Zapasiewicz gra wyśmienicie!) jak piszesz pustym spojrzeniem, ale wyrażającym jednak ogrom rozczarowania i przeszywającego bólu, że rozpada się WSZYSTKO, w co wierzył.

Zakończenie oczywiście męczy - nigdy nie dowiemy się czy to był wypadek czy nie...

ocenił(a) film na 10
Ewencja

Zgadzam się w 100%.Kadry w sądzie to cała kwintesencja fabuły filmu.Przejmująca gra oczu i mimiki.Ale jak wspaniale nakręcona przez Kłosińskiego.(-)Dla mnie - to nie był wypadek.A jeśli nawet był to wypadek,to nieistotne,bo wybuchu by nie było,gdyby nie depresja Zapasiewicza ( z pewnością zadbałby o szwankującą instalację gazową).Według mnie to najlepszy z filmów Wajdy.

ocenił(a) film na 9
None200

To chyba szczytowy okres twórczy Wajdy, a film jest kolejną perełką z szuflady kina moralnego niepokoju. Choć oczywiście to nie tylko zasługa reżysera, lecz także aktorów, z którymi przy omawianej produkcji pracował - popisy Stuhra i Zapasiewicza to wyżyny aktorskich umiejętności. Młodego adwokata już za samo spojrzenie ma się ochotę walnąć w ryj, natomiast Zapasiewicz.. cóż.. huśtawka emocji, genialnie zagrana - z jego twarzy, a przede wszystkim oczu, biją autentyczne emocje - niesamowicie się to ogląda. Jestem pełen podziwu dla tego człowieka.

Szkoda, że Wajda poszedł w superprodukcje..

ocenił(a) film na 9
dustman

Tak się teraz przyjrzałem dorobkowi twórczemu Wajdy, i chyba przesadziłem trochę z tymi superprodukcjami. Nie wszystkie były udane, to prawda, ale widocznie miał potrzebę, żeby nakręcić filmy z ważnych dla Polaków, a przede wszystkim dla siebie, wycinków tożsamości narodowej. Poza tym zszedł był ostatnio z patetycznych tonów, i nakręcił Tataraka, za który oklaski. A szczytowy okres twórczości, który miałem na myśli, rozpina się pomiędzy "Ziemią Obiecaną" z 74-go, a "Dantonem" z 82-go roku.

ocenił(a) film na 9
None200

Niedawno "leciał" w TV
Zgadzam się, scena sądowa to kulminacyjny punkt filmu! Pozbawiona emocji twarz bohatera granego przez Zapasiewicza oraz rosnące zdumienia jego filmowej małżonką rozwojem sytuacji - coś po prostu genialnego!

ocenił(a) film na 9
None200

Scena w sądzie to prawdopodobnie jednak z najlepszych scen w historii polskiego kina, dodaję za nią gwiazdkę do oceny. Film jako całość jednak odrobinkę mnie zawiódł, podobnie jak "Barwy ochronne" Zanussiego - myślę że obydwu zaszkodziła zbyt mocna aluzyjność polityczna. Ze słynnych tytułów Kina Moralnego Niepokoju wolę "Wodzireja" i, przede wszystkim, "Amatora".

użytkownik usunięty
None200

Scena w sądzie jest rzeczywiście świetna, generalnie film jest bardzo dobry, ale trochę mnie jednak rozczarował, bo czytając wcześniej opinie na Filmwebie spodziewałam się ideału, tymczasem nie wszystkie sceny były w moim odczuciu takie perfekcyjne. Po pierwsze Gabcia w samochodzie mówiła tak, jakby czytała z kartki, ale przy tym się nie będę upierać, w sumie nie mam zbyt wiele do czynienia z małymi dziećmi, może niektóre tak właśnie pomału zdania konstruują. Po drugie scena, w której Gabcia rozmawia z gosposią na ulicy - dźwięk brzmi wtedy nagle jakoś inaczej, jakby został nagrany w studiu i doklejony, chyba nawet nie do końca pasuje do ruchu ust, tak mi się przynajmniej zdawało. Po trzecie Ola - jej zachowanie w scenie z Agatą przypomniało mi bohaterki filmu "Panny Nikt", tak samo im nie wierzyłam (co kontrastowało zwłaszcza z Zapasiewiczem, który jakby nie grał, tylko po prostu był Michałowskim), jej późniejsza rozmowa z ojcem też była trochę drętwa. Za to w scenie spaceru na szczęście już wyglądała bardziej naturalnie.

Można powiedzieć, że się czepiam, ale tak jak już pisałam, chciałam po prostu, żeby film był rewelacyjny bez najmniejszych wpadek, żebym go mogła od początku do końca oglądać z zachwytem jak "Czlowieka z żelaza". No i na dodatek zupełnie nie zrozumiałam, o co chodziło z Agatą, ale tu już upatruję swojej winy, nie reżysera ;-)

ocenił(a) film na 7

Uważam, iż scena w sądzie ,,rozjechała" się p.Wajdzie. Racje pokazane bez finezji, sędzina wyjęta niemal z procesów stalinowskich. Stuhr grający na jednej nutce, adwokata żony, skąd ten zachwyt nad tym zadaniem aktorskim? Zachwycić się trzeba jego rolami w Wodzireju, Amatorze, Aktorach prowincjonalnych, ale tu nawet chyba nie wypada. Teściowa i szwagierka też raczej z rubasznego dowcipu. I wreszcie Ewa, która jest niewiarygodnie nijaka. W ogóle jej postać jest osobliwie w scenariuszu napisana. Jest nie nachalnej urody, prezentuje wachlarz zachowań idiotycznych. Co ona robi w życiu takiego mężczyzny jak Jerzy, atrakcyjnego intelektualnie, odważnego o nie krępującej powierzchowności? Jest jeszcze kochanek Ewy, Jacek- tektura i banał zagrane z finezją kowala.Podobno scenariusz A.Holland był lepszy ale p.Wajda dokonał niefortunnych modyfikacji i podważył jego wartość. Po rewelacyjnym Człowieku z marmuru to jednak osunięcie jakościowe.Mimo powyższych zarzutów jako przykład kina moralnego niepokoju trafnie opisuje zjawisko nadużyć władzy Film trzeba zobaczyć dla Zapasiewicza,genialnego jak chyba zawsze, intrygującego reportażowego fotografowania.Na szczęście to nie jest jeden z najlepszych filmów p.Wajdy. Good night and good luck, esforty.
7/10

ocenił(a) film na 7
esforty

Dokładnie tak,właśnie tak.

esforty

Sędzina prawdziwa jak cholera, powiem wiecej mialem identyczną na moim procesie rozwodowym aż myslalem ze moja ex ją przekupiła a to był 2003 rok.

ocenił(a) film na 8
None200

Nie będę się rozpisywał bo chyba wszystko zostało już chyba powiedziane na forum. Ja mogę się tylko podpisać się dwom rękoma nad twoim postem. Ja uważam że generalnie "scena sądowa" oraz scena końcowa z wybuchem pieca przesądził o tym że film był świetny. Dodałbym jeszcze bardzo dobre role K.Kaczora i R.Wilhemiego. Ich postacie dobitnie pokazały paradoks sytemu PRL-owskiego szczególnie wtedy gdy Wilhelmi mi to dostaje ciepłą posadkę gdzieś w "republice bananowej". Kino moralnego niepokoju to absolutnie perełka naszej kinematografii a "Bez znieczulenia" świetnie się ten klimat komponuje. Zresztą zgodzę się z którą z koleżanek że okres 74-82 to zdecydowanie najlepszy okres Wajdy.

None200

Zupełnie inaczej niż większość, a podobnie jak esforty uważam, że scena sądowa spaprała ten film. Znaczeniowo nie jest on może szczególnie subtelny, ale "wyrazistość" świadków i sędziny to jak wejście z łomem do szklarni. Kanadyjskie dramaty sądowe miewają pod tym względem więcej do zaoferowania. Niemniej Zapasiewicz rządzi.

ocenił(a) film na 6
None200

Mam zdanie podobne do Barabasza. Może i to nie jest spokojny film, lecz scena w sądzie nie pasuje nawet do jego szalonego rytmu. Widać natychmiast kłamstwa świadków, wyrywanie zdań z kontekstu oraz teatrzyk jaki odgrywa Stuhr. Gdyby Wajda doprawił szczyptą humoru tą absurdalną sekwencję, może i bym ją przełknął (u Zwiagniecewa w "Lewiatanie" z tego co pamiętam ciekawiej rozegrano fragment bezsensownej rozprawy). Zamiast tego na serio chce nam wcisnąć ukartowaną rozprawę, w której nikt nie próbuje nawet udać, że nie jest ona ukartowana, a wręcz przeciwnie: niemal każda linijka dialogu podkreśla, że wszystko jest przesądzone. Tylko gra spojrzeń Zapasiewicza i Dałkowskiej jest tu świetna.

ocenił(a) film na 8
None200

"Mamy polski prl-owski sąd cywilny z jego znudzonymi i niecierpliwymi pracownikami" Moje pytanie : czy coś w teraźniejszej Polsce się zmieniło ? I moja odpowiedź : nic. Ludzi niszczy się w ten sam sposób.

ocenił(a) film na 7
None200

Ja chyba zupełnie inaczej odbieram ten film, chociaż znając wczesną twórczość Wajdy wydaje mi się, że nie jest to zupełnie nietrafione. Moim zdaniem film czasami niepotrzebnie zmierza w polityczne tony, gdy mógł być prostą historią o porzuconym człowieku.

Po pierwsze nie zgodzę się, że Zapasiewicz był wzorcowym mężem. Już w jego wywiadzie widać, że upaja się on własnym sukcesem, sobą i nie myśli o swojej rodzinie. Na pytanie czy jego rodzinie to nie przeszkadza, jest zdziwiony twierdząc, że przecież on tylko wyjeżdża i zawsze wraca. Na pytanie czego się boi opowiada o tym, że tego że nie móglby wykonywać swojego zawodu - znowu ani słowa o rodzinie. Jest to mężczyzna, który za pewnik uznał, że jego żona i dziecko zawsze przy nim będą i który skupiony jest na własnej karierze - tak przynamniej wynika z wywiadu i pierwszych minut filmu. Widać, że odejście żony uderza w niego "bez znieczulenia" i nie umie sobie z tą sytuacją poradzić, podobnie jak żona. Widać jak boi się powiedzieć mężowi, że nie wraca, widać jaka rozdygodana jest na myśl że miałaby go spotkać lub przeczytać list od niego. Po prostu boi się, że uczucia, które do niego żywi przesłonią jej to co sobie postanowiła. Jako postać mogłaby być nieco bardziej interesująca, ale widać dlaczego wybrała sobie takiego a nie innego typa: raz aby zranić swojego męża, a dwa żeby czuć się potrzebną i opiekować się kimś od niej gorszym, mniej pewnym siebie niż ona sama. Z drugiej strony widać, że jest w dość beznadziejnej sytuacji, bo on też o nią nie dba, zajmuje się tylko sobą i swoją karierą.

Wydaje mi się, że bohater Zapasiewicza nie może pogodzić się z faktem, że coś w jego życiu coś idzie nie tak. Myśli, że odejście żony to pomyłka i zaraz do niego wróci jeśli zdoła z nią porozmawiać, myśli że usunięcie jego wykładów to pomyłka i studenci niepotrzebnie się martwią. Wydaje mi się, że dużo wcześniej dostawał sygnały, że w domu coś jest nie tak, ale nie przyjmował tego bo raz, że wolał tego nie widzieć, a dwa że był zbyt skupiony na sobie. Właściwie do samego końca mąż nie jest w stanie przyznać się żonie, że go zraniła, że za nią tęskni i że ją kocha - tak samo jak ona. Przy rozmowie w parku twierdzi, że ona mogła wybrać kogoś innego, bo on po prostu czuje obrzydzenie, że wybrała kogoś tak mało według niej wartościowego. Nie skupia się na niej, na swoich uczuciach, tylko na facecie, który tak na dobrą sprawę nie powinien istnieć w tej rozmowie. Po czym wyśmiewa ją i ucieka. Moim zdaniem najbardziej przejmująca jest w scena obiadu. On wykonał wysiłek, żeby ją tam ściągnąć, żeby przykuć jej uwagę, zrobił jej kolację, by ta wróciła do niego. Ona broni się jak może, ale w końcu jej fasada opada i oboje spiesząc się, jedzą kolację, nalewają sobie wino, patrzą się na siebie w niesamowitym pośpiechu nie mogąc poradzić sobie z emocjami, które ich przytłaczają. On boi się, że ucieknie, ona że go przyjmie. Scena aż kipi od emocji i niewypowiedzianych uczuć. Scena w sądzie moim zdaniem jest prosta i mało subtelna, mówiąca nam którą stronę powinniśmy trzymać, niepotrzebnie skupiając się na obłudzie prawników i sądów, zamiast na uczuciach tych dwojga. A szkoda, bo chciałam w końcu usłyszeć żonę, jak mówi jej czemu chce odejść, jak i Zapasiewicza, który mówi czemu chce żeby została.

Podsumowując film miał niesamowity potencjał i mógł poruszyć temat, który rzadko w polskim kinie jest poruszany dobrze. Trochę się pogubił po drodze, trochę za dużo chciał powiedzieć, gdzie wydaje mi się stracił z oczu to co najważniejsze - uczucia męża i żony i co sprawia, że ludzie mogą lub nie mogą byćrazem.

None200

Mistrzowska to była scena na posiedzeniu redakcji w sprawie wyboru książki roku. Zapasiewicz jest tutaj absolutnie genialny, Seweryn też dobry, ale mniej, a kulminacją tej wspaniałej sceny są słowa "nie no Panie, do jasnej cholery!".

ocenił(a) film na 7
None200

Moim zdaniem Michałowski w natłoku życiowych tragedii nie potrafił do samego końca trzeźwo ocenić swojego położenia (bezpośredni zarzut od studentów). Końcowa rozprawa to ostateczne zaakceptowanie własnego losu w systemie wypaczeń i powszechnego zakłamania. Milczenie Michałowskiego jest nazbyt wymowne, bo przecież co można w takich okolicznościach rzec ? Kto miałby go wysłuchać ? Moim zdaniem najlepsza scena filmu.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones