Białe dziecko zostaje wychowane przez plemię apaczów. Zakochuje się z wzajemnością w najpiękniejszej dziewczynie w obozie, czym wzbudza zazdrość w swoim bracie. Dochodzi międzynimi do walki, w której nasz bohater przypadkiem zabija go. Opuszcza więc indiańskie plemię i próbuje swoich sił w świecie białego człowieka. Film nie jest tak dobry jak "Scalps" tego samego reżysera. Tu mniej mamy zabijania, a całość nie kręci się wokół zemsty. Oczywiście Bruno Mattei nie byłby sobą, gdyby nie wstawił tu jakichś idiotyzmów. Prawie spadłem z fotela, gdy zobaczyłem Indian grających w polo obwiązanymi szmatami kijami do hokeja. Westerny to nie moja bajka, ale podejrzewam, że nawet fani tych produkcji uznają ten film za średni.