Po to było podpierać się nazwiskiem świetnego, mądrego pisarza (Romain Gary), by zrobić żenujący scenariuszowo, aktorsko i w ogóle gniot!? Nie, nie, nie dla takich ekranizacji - wszystko ani nie to, ani nie tak. Gdy przeczytacie książkę, wtedy zrozumiecie, że 1. Fuller porwał się na coś, co go przerasta, 2. żeby to zrobić, czekał na śmierć Gary'ego, bo inaczej ten by go zabił, 3. zmasakrował książkę, czego mu nie wybaczę, skazując go na niebyt (w pamięci, bo też już nie żyje).