Teoretycznie to typowy film Refna tak bardzo tożsamy jego trylogii „Pusher”. To ten sam brutalny realizm, ambiwalentne postaci, duszne pomieszczenia ciasnego miasta, w którym funkcjonują.
To kolejna opowieść o niezdolności bohaterów do prawdziwego życia, nie potrafiących się ze sobą i otoczeniem komunikować. To film o zaniku międzyludzkich relacji i braku szczerej rozmowy – z ciężarną żoną, dziewczyną z kawiarni, która się podoba, z przyjacielem. Życie przed ekranem gdzie Lenny przerzuca kolejne kasety wideo, nie zastąpi prawdziwego…
Ale Refn draniem nie jest – nie każdego skazuje na porażkę. Jest też miejsce na odkupienie. W tym brudnym świecie pojawia się promyk nadziei. Całe szczęście…
Moja ocena - 7/10