Żebym nie wyszedł na smutasa i zgreda zaznaczę, że były w Blue Jasmine humorystyczne elementy, momenty, sceny. Ale na Boga! Żeby pokładac się ze śmiechu, bo kobieta wpadła w depresję i gada do siebie, bo wszędzie widzi swojego zmarłego mezczyznę. Albo, że rzuca się na nią zdesperowany lekarz w celu obłapienia, a kto wie czy nie zgwałcenia.
Albo, że samotna jak palec kobieta, powtarza wszystkim najpiękniejsze, często nieprawdziwe wydarzenia z jej życia, tylko po to, aby nie upasc duchowo w błoto, zgliszcza i degrengoladę.
Czy to na pewno powód, żeby rżec, parskac, chichotac i skakac w fotelu?
Założę się, że 3/4 widzów z "mojego" seansu kinowego jest przekonana, że oglądali kolejną komedyjkę Allena.