Chętnie nie zacznę nowego tematu dyskusji postem o tytule: Dla mnie arcydzieło ( lub odwrotnością stwierdzenia) czy np Oscar dla Blanchett !! Że jest dziełem, wiadomo, a czy arcy - kwestia moze nie tyle sporna, ile gustu. Przede wszystkim należę do osób lubiących Allena i jeśli by nas wszystkich zebrać, byłaby wielka plama na mapie swiata żwawo drepcząca do kin na nowe filmy rezysera. Natomiast nie oszukujmy się, jedni łykają wszystko co im poda ( no bo Allen, i w dodatku modny), a innym apetyt rosnie w miarę jedzenia. Mój głód reżyser zaspokoił ale chętnie skusiłabym się na deser. To jest wg mnie film wart obejrzenia, wart analizy, wart dojechania do kina i tego całego logistycznego zamieszania w godzinach szczytu, a juz na pewno wart wydania kwoty odpowiadającej kwocie paczki nachos-ów z colą. Podobała mi się kreacja (anty)bohaterki, zbudowana na jej niezaradności, manierze, uszczypliwości, maniakalnych nawykach czy słabości do markowej odzieży (sama mam słabość do takich rzeczy i uwielbiam jak ktoś ma wyczucie stylu). Antybohater którego pokochała publiczność.. i nie musiał ratować ziemi przed zagladą :) Acha Wojewódzki w Radio Eska powiedział że film jest nudny. Sam jest nudny.
Przede wszystkim jest to film dla osób chociaż trochę myślących a nie gustujących w typowych niewymagających filmach akcji. Rola Blanchett jest spektakularna i olśniewająca,wg mnie należy jej się Oscar. Zdecydowanie jest to najlepszy film Allena ostatnich lat.
względem konwencji i troszeczkę fabuły to jest to lekka zrzynka z blue valentine
Oglądałam Blue Valentine i nie widzę w tym żadnej zrzynki z fabuły. To są 2 różne przykłady małżeństw.
Poza tym takie czepianie się jest bez sensu,gdyż na świecie jest tyle filmów,że to normalne,iż mogą mieć podobną fabułę...w innym razie filmów byłoby o wiele mniej.
Każda twoja odpowiedź jest coraz bardziej intrygująca...proszę wytłumacz mi o co ci chodzi dokładnie? O jaką budowę ci chodzi,bo najpierw piszesz o konwencji i fabule a potem piszesz,że chodziło ci o coś innego.
Chodziło mi o chronologię ciągle xD
oba filmy pokazują bohaterów w słabej sytuacji i cofają się w czasie, zęby pokazać przyczynę
Nie zgłoszę nadużycia bo ani mnie Pan hemoroid ziębi ani parzy. Powiem więcej - po przeczytaniu jego ostatniej wypowiedzi kąciki ust uniosły mi się w górę. Konfliktowy osobnik. Żałuję jedynie, że zaśmiecił dyskusję.
Już dajmy spokój tym kinom akcji. Dobry film się obroni jeśli po prostu jest dobry, bez względu na gatunek jaki reprezentuje.
Zdecydowanie jest to najlepszy film Allena ostatnich lat." - a takie słowa to ja słyszę od paru ładnych przy każdym filmie Allena... na pewno nie tylko mi się robi mdło na widok tych słów. Poza tym wszyscy wiedzą, jaki jest najlepszy film Allena na przestrzeni kilku ostatnich lat (sprzed dwóch), a dla każdego będzie to jego inny film... jak dla mnie "wszystko gra".
Kwestia gustu... dla mnie vicky jest jednym z bardziej ordynarnych i przewidywalnych filmów Allena. Tak jak mówiłem kwestia gustu... dla mnie O północy w Paryżu stoi na tym samym pierwszym miejscu z Wszystko gra... kwestia gustu.
jedno nie wyklucza drugiego,czy ludzie szumnie nazywający siebie myślącymi nigdy nie oglądają kina akcji? a jeśli oglądne takiego Riddicka albo Transformers znaczy że nagle zgłupiałam i nie docenie walorów dramatu?
Jakbyś pilnie prześledziła moje wpisy to zrozumiałabyś o co mi chodzi...o ludzi,którzy swego czasu spędzali tu dużo czasu na hejtowaniu i wypisywaniu jaki ten film jest głupi. Można lubić kino mniej ambitne i nie mam nic przeciwko temu,ale nie ograniczać się tylko do tego.
Wojewódzki samozwańczy ekspert i rzekomy outsider...
Cóż jego liczne rekomendacje filmowe, które co jakiś czas wypowiada sprawiają, że absolutnie nie należy liczyć się z jego zdaniem - czyż nie on wychwalał "Śluby panieńskie" czy "Jesteś bogiem"?
To, że utożsamia się z Allenem i "spontanicznie" go cytuje nie czyni z niego eksperta. Wojewódzki to śmieszny starszy pan, który udaje, że się na wszystkim zna a klepie frazesy i komunały.
Fakt, najlepszy film Allena to nie jest, ale z pewnością lepiej zgłębić samemu twórczość Allena - przeanalizować kolejne dzieła i zmierzyć się z jego fenomenem, uczciwie odpowiedzieć sobie na pytanie czy się to "kupuje" czy nie, niż ograniczać się do opinii takich ekspertów jak Król TVNu... Koleś jest pocieszny ale kina nie czuje...
Powinna być opcja "Lubię to!" pod Twoim postem, żeby jasno, krótko i precyzyjnie dać wyraz tego, co myślę o Twoim komentarzu :)
dokładnie tak samo pomyślałam jak przeczytałam wupowiedz MissBetsy. a więc ode mnie też masz "lajka" :-) choć filmu jeszcze nie obejrzałam (haha)
ona nie miała wyczucia stylu, a była su ką dyktująca wszystkim jak mają wyglądać i się ubeirać
Obawiam się, że nie wygrasz z kobiecym punktem wyczucia stylu i smaku:) Style są różne, jest np styl uliczny, styl młodzieżowy, styl babciny i jest też brak stylu. Rozumiem, że wielu męzczyznom będzie się podobać styl wyzywający, inni postawią na bardziej wyszukane rozwiązania, a jeszcze inni nie będą przywiązywać do tego uwagi. Uwierz mi, że bohaterka miała ogromne wyczucie stylu, mało tego, przez reżysera zostało to, przez zachowania o których mówisz, wyjustowane i może nie tyle wyśmiane wprost, co potraktowane z dużym dystansem. Jest to urocze i zabawne w odbiorze, że zadłużona po uszy kobieta nie zrezygnuje z żakietu od dyktyjącego światowe trendy projektanta czy markowych torebek :) Nie oczekuję, zwłaszcza od mężczyzny, żeby choćby w najmniejszym stopniu zrozumiał i popierał taką postawę, no bo rzeczywiście nie jest ona rozsądna. Tyle że Allen nie kręci filmów o ludziach rozsądnych, tylko pokazuje skomplikowane charaktery, niejednoznaczne sytuacje życiowe, porażki i wady, tym samym wprawiając widza w rozbawienie. To właśnie wtedy jest czas na haha, kiedy postać jest komiczna. Przypomij sobie Vicky Christina Barcelona i Penelopę furiatkę - to dopiero była suka, ale urocza i zabawna.
Style sa dla zakompleksionych ludzi, którzy ubrac się normalnie nie umieją i nastolatek lubiących lalki przebierać
To nastolatki bawią się jeszcze lalkami, znaczy się w ich przebieranie? Chyba coś przespałem :)
Cieszę się, że Wojewódzkiemu się nie podobał :)
Mam nadzieję, że nie znosi wszystkiego, co lubię.
Byłem w kinie razem z narzeczoną. Nie trafił do nas ten film. Osobiście podoba mi się np. Manhattan, ale jest tam Allen ze swoim unikatowym charakterem i stylem wypowiedzi. Z kolei ten film - moim zdaniem - jest pozbawiony humorystycznego akcentu, przez co jest bardzo smutny.
Powklejane tu i ówdzie retrospekcje próbują przeciwstawić się nieodpartemu wrażeniu, że - niestety - film jest nudny, przewidywalny, nie ma w nim nic, co przyciągałoby uwagę, interesowałoby. Fabuła jest bardzo prosta, prostsza niż w niejednej komedii romantycznej, co - raz jeszcze - próbuje się zamaskować retrospekcjami. Aktorstwo Cate Blanchett pierwsza klasa, ale to jeden z nielicznych plusów. W czasie, kiedy ten film był w kinach poleciłbym raczej seans "W Imię" niż "Blue Jasmine". Szkoda pieniędzy.
To ja w kontrze obronię atak:). W rzeczy samej film może wydawać się dłużący (co nie oznacza że mnie znużył), ma dość jednostajną fabułę ( dla pocieszenia i tak nic nie prześcignie w tym temacie filmu "Rzeź"), na pewno miejscami smutny i irytujący (ale to chyba plus, że potrafi wzbudzić takie emocje) i w konsekwencji może nie oddziaływać na receptory endorfinowe u wszystkich widzów. Nie mogę zgodzić się jednak z tym, że jest nudny i nie ma w nim nic godnego uwagi. To co mnie się w filmie podobało to: aktorstwo Cate Blanchet, o którym piszesz, zastoswanie zabiegu przerysowanych postaci, skontrastowanie dwóch, jakże innych charakterów opisujących osoby, w których płynie skądinąd ta sama krew, piękny melancholijny bluesowy soundtrack . Wbrew pozorom podoba mi się również odejście w kierunku dramatu kosztem komedii, tyle że pewnie powodem dla którego nie czuję się zawiedziona, jest fakt że przed obejrzeniem seansu wiedziałam że produkcjii bliżej do ironicznego dramatu niż typowej komedii romantycznej. Odpowiedź czy warto iść na film i wydać kilka złotych zauważ nigdy nie będzie zerojedynowa, widziałeś kiedyś film z oceną 0 lub 10. Pzdr
Aktorstwo to nie wszystko, choć jak już wspomniałem, nie sposób go nie docenić. Jak dla mnie film jest w zasadzie komedią romantyczną wyzbytą humoru, ale świetnie zagraną. Patrząc w ten sposób nie mogę ocenić filmu wyżej. Gdy myślę o filmach ze wspaniałymi rolami to przychodzi mi na myśl "Tramwaj zwany pożądaniem". Znakomite role są osadzone w niebanalnej historii. A nie w "mławej" i sztampowej fabule "Blue Jasmine".
Kazde ujecie z udzialem Cate czy Sally to majstersztyk.Pomijam juz sam fakt roli i wyglaszanej kwestii,ale mowa ciala powala mnie na kolana ; ) I tu wlasnie dostrzegam najwiekszy akcent humorystyczny.
niby potrawa ugotowana według przepisu na arcydzieło, ale jednak...nie. pewne dobre składniki nie zawsze razem dają dobry efekt.
Woody Allen jest jak Iron Maiden - ciągle produkuje dokładnie to samo, ewentualnie różniące się poziomem technicznym i budżetem, za to bezpieczne dla inżynierów Mamoniów, którzy zawsze najwyżej cenią te kawałki, które słyszeli już pierdyliard razy.
film jest niezły, ale typowy, i jak to mówią w juesej - "totally forgettable".
6/10
"Woody Allen jest jak Iron Maiden - ciągle produkuje dokładnie to samo". To się nazywa MARKA !!! Nie podoba się, nie oglądaj, nie słuchaj. Ale wiesz, czego się możesz spodziewać.